Stanowczo odmawia. Wciąż nie wierzy, że ma problem. Zwróciłam się o pomoc do naszego lekarza rodzinnego, lecz usłyszałam, że najpierw mąż musi przyjąć swój nałóg do wiadomości. Pewnego wieczora omal nie spalił naszego domu. Zaczął gotować zupę, lecz będąc pod wpływem alkoholu osunął się na sofę i stracił przytomność.
Witam Opowiem wam moją historię. Moja matka odkąd pamiętam piła alkohol, ale jeszcze za małolata było tego mniej. Potem wiadomo coraz więcej i więcej. Skończyłem studia, trochę pracowałem. Mieszkam z matką i na ten moment przez jej alkoholizm (praktycznie już nie trzeźwieje) nie jestem w stanie podjąć żadnej pracy, jestem zmęczony tym psychicznie już. Ciągły bełkot, ciągła niepewność co znowu odwali, brak możliwości zaproszenia do domu kogokolwiek, ciągły fetor moczu wydobywający się z jej pokoju. Po prostu koszmar. Powie ktoś: ratuj się, wyprowadź się i ułóż sobie życie, zostaw ją. Ale myślicie że to takie proste? To ja mam mieszkać na jakiejś stancji jak student, zarabiać marne grosze i wegetować, a w tym czasie w domu będzie melina i wszystko co wartościowe zostanie wyniesione i rozkradzione? Skąd mam wziąć mieszkanie? Sami wiecie że w Polsce to jest duży problem bo mieszkania nie da się praktycznie dorobić, a kredytu w życiu bym nie wziął bo nie wiadomo co może człowieka w życiu spotkać. Wiem że jej się już nie uratuje, ale chociaż chcę uratować mieszkanie. Niestety wszystko się odbywa moim kosztem. Nie widzę żadnego rozwiązania na tą sytuację. Prawdopodobnie dopóki się nie zapije na śmierć to nie będę w stanie sobie życia ułożyć, a lata lecą. I nie piszcie o jakimś leczeniu jej bo w Polsce to jest fikcja. Alkoholizm to jest biznes, wszyscy dzięki takim ludziom mają pracę, począwszy od kuratora, a skończywszy na sędzi czy jakiejś pseudo komisji rozwiązywania problemów alkoholowych, nie wspominając o producentach alko.
Form i przebiegów uzależnienia od alkoholu jest naprawdę wiele, sporo osób uzależnionych całkiem znika z pola widzenia lekarzy i terapeutów. Gros z nich zapija się na śmierć, podczas gdy inni wychodzą z uzależnienia. Dlaczego tak się dzieje nie wiemy. Nasza wiedza w tym zakresie jest wciąż bardzo ograniczona. Szef mu powiedział: Idzie pan na odwyk albo będziemy musieli się pożegnać. Ja, na odwyk, niby dlaczego? – bronił się. Ano dlatego – szef był zimny jak lód – że nie po raz pierwszy był pan pijany na dyżurze. Przewrócił się pan przy stole operacyjnym. Pił praktycznie na każdym dyżurze, od lat. Tamtej nocy z nerwowej, pijackiej drzemki wyrwała go pielęgniarka: panie doktorze, dźgniętego nożem w brzuch przywieźli. Był wściekły. Zaraz idę. Przemył twarz, sięgnął do biurka po butelkę i z gwinta pociągnął spory łyk. I drugi, na zapas. Trzeci, żeby już skończyć flaszkę. Odświeżacz do ust, listek gumy do żucia. Kiedy stanął przy stole operacyjnym, pamięta, instrumentariuszka jakby ociągała się z podaniem mu skalpela. I wtedy urwał mu się dnia szef mu powiedział: Idzie pan na odwyk albo będziemy musieli się pożegnać. Ja, na odwyk, niby dlaczego? – bronił się. Ano dlatego – szef był zimny jak lód – że nie po raz pierwszy był pan pijany na dyżurze. Przewrócił się pan przy stole operacyjnym. Wyzwał pan instrumentariuszkę od kurew, popchnął pan pielęgniarkę i rozbił jej głowę. Wyrywał się pan i kopał ochroniarzy, kiedy wyprowadzali pana z sali operacyjnej. Oddziałowa musiała dzwonić po zastępstwo, operacja rozpoczęła się z dwugodzinnym opóźnieniem, co zagrażało życiu pacjenta – wyliczał panice zadzwonił do Oli, instrumentariuszki. Potwierdziła słowa szefa. On dobrze ci radzi – mówiła – idź na ten odwyk. Chyba żartujesz – on na to i pomyślał, że najlepsza koleżanka też jest przeciwko niemu. Ja nie jestem żadnym alkoholikiem, degeneratem, który żłopie denaturat, bije żonę, przepija każdy grosz, trafił do rynsztoka i potrzebuje leczenia do domu kupił pół litra i schował do teczki. Żona już wiedziała. Idź, mówiła, na ten odwyk, ja sobie z dziewczynkami poradzę. I ty przeciwko mnie? – wywrzeszczał. – Dlaczego wszyscy się na mnie uwzięli?Zamknął się w swoim gabinecie i zaczął pić. Przez następne dni wychodził z domu już tylko po wódkę i popitkę. Którejś nocy obudziły go kroki i szepty z kuchni. Anka sprowadziła na mnie policję – pomyślał. Ale w kuchni nikogo nie było. Strzelił lufę, położył się i wtedy usłyszał te głosy. Jakieś obce istoty wwiercały mu się w mózg i chciały nim zawładnąć, ubezwłasnowolnić go. Kiedy z trudem się bronił – odchodziły, gdy przestawał – zaraz wracały. Nie miał już siły. Zerwał się zlany potem. Przestraszył się tych głosów na tyle, że sam zgłosił się na detoks. Podświadomie chciał, żeby klamka zapadła. Ale dalej odsuwał od siebie odpowiedzialność; niech szef, żona, koledzy wiedzą, co mi zrobili, niech oni się wstydzą. Dziesięć dni później kolega odwiózł go do Łukowa na oddział odwykowy. Choroba zaprzeczeń O tym wszystkim Rafał, 45 lat, chirurg, opowiada w siódmym tygodniu terapii. Kiedy siedem tygodni wcześniej, zaraz po przyjęciu na oddział, poprosiliśmy go – zapewniając anonimowość – o rozmowę na temat jego choroby, był jednym z trzech pacjentów, którzy odmówili. Chodzi nam, przekonywaliśmy, aby uchwycić zmiany, jakie zachodzą w ludziach między pierwszym a ostatnim dniem terapii. Chcemy odnotować, co w tym czasie się zmieni w ich postawie, myśleniu, stosunku do własnego uzależnienia, do siebie. – Ale ja nie jestem alkoholikiem – bronił się. – Do przyjścia tutaj zmusili mnie groźbami szef i żona.– Bo to choroba zaprzeczeń – tłumaczyła Halina Ginowicz, nazywana tu przez wszystkich Halinką, psycholog, zastępca ordynatora. – U Rafała to kliniczny przykład działania mechanizmu iluzji i istotą jest myślenie magiczno-życzeniowe; zakłamywanie przeszłości poprzez koloryzowanie wspomnień alkoholowych i zapominanie o przykrych konsekwencjach picia, zaprzeczanie i minimalizowanie własnego alkoholizmu, usprawiedliwianie picia oraz obwinianie o to pacjentów łatwo rozpoznać. Zgięci, skuleni, zamknięci w sobie. Głowa opuszczona, wciśnięta w ramiona. Zawstydzeni, zaniepokojeni, małomówni, niepewni siebie. Unikają patrzenia w oczy. Często przyjmują postawę obronną: – Żona mi przemoc zrobiła – tłumaczył pierwszego dnia swoją obecność na odwyku Karol, 43 lata, mechanik samochodowy.– To jednak nie żona biła ciebie, ale ty ją – zmusza do spojrzenia prawdzie w oczy Halinka – i sąd postanowił: odwyk albo do więzienia. Wybrałeś odwyk.– Ale ja jej nie biłem. Ona po prostu ma takie ciało, że jak ją dotknąć, to od razu ma siniaki – zaprzeczał i odsuwał od siebie bolącą prawdę. – Chciałem ją tylko przesunąć od drzwi, a ona z najstarszą córką zaraz po policję. No i tu mnie wsadziły, mimo że nie jestem alkoholikiem, bo kiedy chcę, to piję, a jak nie chcę, to nie piję. Choroba kontroli Alkoholizm to także, a wielu twierdzi, że przede wszystkim – choroba kontroli. Uzależniony nie potrafi wypić kieliszka i podziękować za kolejnego. On pije do oporu, póki nie skończy się trunek albo nie padnie. Przestaje się liczyć praca, rodzina, zdrowie. Alkohol panuje nad jego życiem. Kiedy następnego dnia obudzi się z potężnym kacem i gigantycznym poczuciem winy i wstydu – musi złagodzić ból. Jedynym i sprawdzonym sposobem jest zaklinowanie. „W którymś momencie – pisze Anna Dodziuk w książce „Trudna nadzieja” – wytwarza się błędne koło, stanowiące – jak myślę – istotę uzależnienia od alkoholu: człowiek pije, bo to uwalnia go od uporczywego poczucia winy i wstydu, a jego picie staje się przyczyną coraz to nowych kłopotów, które wywołują wstyd i poczucie winy, stające się nowym powodem do picia. A więc alkoholik pije, bo nie umie żyć inaczej, nie jest w stanie wyrwać się ze spirali, która wciąga go w coraz silniejsze uzależnienie. Nikt nie wybiera nałogu, raczej staje się jego ofiarą”.– Setki razy przysięgałem sobie i żonie, że to było ostatni raz – zwierzał się pierwszego dnia Ryszard, 51 lat, oficer policji. – Sam wierzyłem, że już nigdy nie sięgnę po alkohol, bo nie umiem pić. Mijało kilka tygodni, czymś się zdenerwowałem, no i nie wiem jak, ale buty same skręcały do monopolowego.– Nie buty skręcały, tylko ty miałeś ochotę się nachlać – sprowadził go na ziemię Zbyszek, 23 lata, student, od czterech tygodni na odwyku. Bo w Łukowie grupy są mieszane: nowi pacjenci z tymi o trochę dłuższym stażu leczenia. Nowym łatwiej niż przed terapeutami otworzyć się przed takimi samymi jak oni alkoholikami. Zbyszek z kolei w takiej grupie nowicjuszy widzi siebie, swoje manipulacje i zakłamanie sprzed 4–5 wcześniej zakłamywał chęć picia tak jak dzisiaj Ryszard: „Flaszki piwa same pchały mi się w ręce – napisał w swojej pracy. – Ciągle trafiałem na okazje, imprezy, tak że trudno było odmawiać, rezygnować”.– Teraz wiem, że to ja szukałem tych okazji, alkoholowych imprez, żeby pić – mówi. Choroba podstępna Na początku terapii pacjenci dowiadują się, że cierpią na chorobę podstępną, postępującą, śmiertelną, ale nie beznadziejną. Podstępną, bo przejście od stanu, w którym alkohol jest dodatkiem do spotkania czy imprezy – do sytuacji, gdy człowiek pije w sposób niszczący siebie i innych, następuje niepostrzeżenie. Jego umysł zaczyna budować mur odgradzający go od rzeczywistości, żyje w świecie iluzji, rozpaczliwie broniąc złudzeń o własnej wartości i bo choroba się rozwija z każdym dniem picia. Śmiertelną, bo wyniszcza organizm powodując szereg schorzeń, tłumi zdolność przeżywania uczuć, uszkadza instynkt życia. Nie jest chorobą beznadziejną, bo abstynencja zatrzymuje jej rozwój. Nie ma więc alkoholików wyleczonych z choroby alkoholowej, są alkoholicy 31 lat, przez pierwsze dni nie potrafiła wyskoczyć z mundurka bizneswoman. Oprócz torby na kółkach przywiozła do Łukowa solidną, skórzaną teczkę. Na pierwszych zajęciach zjawiła się odpicowana, na szpilkach, w szarym kostiumie i bluzce z fantazyjnie zawiązanym szalowym kołnierzykiem. Mówiła, że przyszła tu dla świętego spokoju. Przez usta nie chciał jej przejść, obowiązujący tutaj, początek każdej wypowiedzi: „Na imię mam..., jestem alkoholikiem/alkoholiczką”. Na wykresie faz uzależnienia nie chciała się odnaleźć: – Nigdy nie byłam zaniedbana, brudna, nie spałam na dworcu, nie kradłam, żeby się napić, nie upijałam się do nieprzytomności, nie nawalałam w pracy, nie piłam perfum, nie mówiąc już o płynie do spryskiwaczy. Towarzysko czy dla rozluźnienia, w domu piłam wyłącznie białe, półwytrawne wino, ale dobrych marek. Sporadycznie, na imprezach, whisky.– Czy wino dobrej marki ma mniej gradusów niż sikacz? – prosto zapytał Zbyszek. – Masz się za lepszą alkoholiczkę, a przecież nie ma lepszych ani gorszych alkoholików. Bez względu na to, w jakich okolicznościach i co piliśmy, wszyscy cierpimy na tę samą innych dekoracjach, ale na tę samą chorobę cierpi Krzysiek, 28 lat, monter urządzeń elektronicznych. Pierwszego dnia był wściekły, rysy twarzy wykręcała mu złość. – Od pierwszej klasy piłem, klej wąchałem, ciotce, która mnie przygarnęła, groziłem, że jej łeb utnę – razy rozchodził się z żoną, trzy razy schodził i zawsze na zgodę robili sobie dziecko. W kolejnych pracach wytrzymywał do pierwszej wypłaty, czasem nawet wcześniej, po alkoholu rzucał się z pięściami na współpracownika albo szefa. Kilka razy wszywał sobie esperal. Dwa lata temu wyrok za pobicie policjanta. W zawiasach, ale trzeba było zapłacić grzywnę. Nie miał pieniędzy, więc dostał wezwanie, żeby odsiedzieć 20 dni. – Ale z kolegą się żegnałem, upiłem się i nie chcieli mnie wpuścić do więzienia. Po rozwodzie poszedł w wielotygodniowy cug zakończony pierwszą próbą samobójczą. – Narzędzia wtedy sprzedałem, nawet psa, członka rodziny, za 50 zł, na wódkę sprzedałem. Za łyk piwa mógłbym wtedy zabić. Potem delirka i gonienie z siekierą gospodarza, u którego wynajmował pokój. – Wydawało mi się, że to terrorysta, który porwał mojego syna i chce go zabić.– Pacjenci w stanie delirycznym, czyli z psychozą alkoholową, widzą i słyszą to, czego naoglądali się w telewizji albo przy grach komputerowych – twierdzi dr Jerzy Kamiński, dyrektor szpitala w Łukowie. – Kiedyś atakowały ich pająki, robaki, oplatały węże, teraz są to terroryści, rosyjscy mafiosi, kosmici, promienie laserów, którymi ktoś chce ich pociąć, albo czołgi, które chcą ich zmiażdżyć. Choroba bolesna Żeby pacjent przestał poprawiać przeszłość, myśleć w sposób magiczno-życzeniowy, izolować się od kłopotliwej teraźniejszości, trzeba go sprowadzić na ziemię. Zafałszowany obraz rzeczywistości mają odkłamać prace, które pacjent przygotowuje i odczytuje przed grupą. Najpierw oblicza swój litraż, czyli ilość wypitego w życiu alkoholu. Szczegółowa instrukcja pozwala wyliczyć, ile to kosztowało, ile zajęło czasu (każda półlitrówka to dwa stracone dni – pierwszy picia, drugi – kaca), jaki basen albo liczba 200-litrowych beczek by to pomieściła. Ryszarda, policjanta, najbardziej poruszyła ilość; w ciągu 25 lat wypił, jak sobie wyliczył, prawie 8 tys. butelek wódki, czyli 4 tys. litrów, a więc 20 dwustulitrowych beczek. Krzysztofa, 42 lata, elektromontera, fakt, że za pieniądze, które przepił, mógłby postawić dom, a tak muszą się gnieździć z żoną i synami u teściów. Zbyszka, 23-letniego studenta, przeraziły stracone lata; niby tylko sześć, ale praktycznie to całe jego dorosłe 55 lat, kucharka, która pierwszego dnia tłumaczyła, że przyszła tu, żeby nie wpaść w nałóg, bo zaczęła pić z żalu po śmierci męża dwa lata temu, a potem przyznała, że pije od 20 lat, najbardziej przeżyła pracę „Bilans: straty i zyski, jakie dał ci alkohol”. Zysków – zero, strat cała litania, łącznie z tą, że córka się wyprowadziła z domu i ona została sama. Rafał, chirurg, najsilniej przeżył pracę „20 najboleśniejszych konsekwencji picia”. – Wielokrotnie sprzeniewierzałem się podstawowej zasadzie lekarskiej: przede wszystkim nie szkodzić – głos grzęźnie mu w gardle. – Narażałem życie pacjentów. Jeszcze kilka lat temu sięgałem po literaturę fachową, ale po kilku kieliszkach nie rozumiałem, co czytam. Potem, nawet bez wódki. Miałem też kłopoty z koncentracją, pamięcią, werbalizacją myśli. Mózg przestawał pracować – ociera łzy. – O wszelkie niepowodzenia spowodowane moim piciem zacząłem obwiniać otoczenie.– U Rafała o podjęciu leczenia zadecydował strach przed głosami, które usłyszał, a więc przed chorobą psychiczną – analizuje Halinka. – Do tej pory przymus picia był dla ciebie silniejszy od strachu o utratę pracy czy rozpad rodziny. Choroba emocji Alkohol obniża w organizmie produkcję endorfin, neuroprzekaźników, które ułatwiają znoszenie bólu i cierpienia, a także pozwalają cieszyć się życiem. Alkohol stępia zdolność przeżywania uczuć, z czasem alkoholik zna tylko dwa stany: złości, gdy nie ma co wypić, i radości, gdy można się spokojnie napić. Dlatego pacjenci w Łukowie od początku są zobowiązani do prowadzenia „Dzienniczka uczuć”, w którym odnotowują, co czuli, gdy coś się wydarzyło. Dostają instrukcję, jak prowadzić takie zapiski, gdyż wszyscy mają trudności z nazywaniem uczuć. Początkowo więcej jest tam uczuć przykrych („Gdy usłyszałam od Zbyszka, że mam się za lepszą alkoholiczkę, poczułam złość i wściekłość”), z czasem przybywa pozytywnych („Kiedy odczytałem w grupie pracę o najboleśniejszych konsekwencjach mojego picia, poczułem ulgę i nadzieję”).Siedmiotygodniowa wstępna terapia w Łukowie pozwala alkoholikowi zobaczyć prawdę o swoim piciu i życiu, której dotąd nie przyjmował, ale zakłamywał; zobaczyć spustoszenia, jakie spowodowało picie w jego życiu. Uczy, jak przeżywać swoje uczucia na trzeźwo, bez chemii, jak je rozpoznawać, wytrzymywać i dawać im wyraz. Pomaga też – i o to głównie chodzi – zaakceptować chorobę, uznać, że nie potrafię pić w sposób kontrolowany. A jeśli tak, to muszę całkowicie zrezygnować z alkoholu. Pierwszy z 12 kroków wspólnoty Anonimowych Alkoholików (AA), z której dorobku korzysta tutejsza psychoterapia, brzmi: „Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem”. To jest najtrudniej zaakceptować, bo wymaga rozstania się z alkoholem, jedynym dotąd pocieszycielem.– Po miesiącu terapii moja głowa wiedziała, że nie potrafię kontrolować picia, że jestem bezsilna wobec alkoholu, ale nie widziałam siebie jako dozgonnej abstynentki – zwierza się ostatniego dnia Sylwia. Na początku rozumowała tak: skończyłam studia MBA, mam dobrą pracę, kupiłam mieszkanie. Być może przesadzałam czasem z alkoholem, ale to nie powód, żeby uznawać się za osobę uzależnioną. Pisane w Łukowie prace, a przede wszystkim zwroty, czyli wypowiedzi kolegów i koleżanek z grupy, zmusiły ją do trzeźwiejszego spojrzenia na to, co robiła, a co skrupulatnie od siebie odsuwała. Alkohol – żeby zasnąć, alkohol – żeby nie trzęsły się ręce, alkohol – żeby nie płakać, alkohol – żeby wyjść z dołka. Alkohol – żeby nie myśleć o tym, że coraz częściej budzi się w łóżku coraz to innego faceta, bez satysfakcji i nawet nie wie, jak on ma na imię. No i wreszcie ta impreza integracyjna, w czasie której na parkiecie, w tańcu, na oczach całej firmy zaczęła dobierać się szefowi do rozporka, a gdy uciekł, próbowała zrobić striptease. – Zaczęłam szukać winnych – mówi. – Pytałam na grupie: dlaczego moi znajomi, którzy piją więcej ode mnie, nie popadają w uzależnienie, a ja jestem alkoholiczką?W literaturze znalazła naukowe interpretacje mówiące, że to choroba wynikająca z połączenia trzech czynników: genów (zniekształconych chromosomów 13iY), predyspozycji psychicznych (braku wiary w siebie i nieumiejętności rozwiązywania trudnych problemów) oraz zwyczajów, środowiska i tradycji picia.– A co to za różnica: geny, predyspozycje psychiczne czy zwyczaje? – zapytał mnie wtedy nieoceniony Zbyszek. Nie kombinuj, radził, nie szukaj winnych, zajmij się skończył odwyk 3 tygodnie temu, pojechał do Lublina. Sylwia dzwoni do niego niemal codziennie (z własnej komórki można korzystać w godz. dzieli się swoimi problemami i dowiaduje, jak trzeźwieje się Zbyszkowi. Choroba oswajana Podczas terapii pacjent ma okazję wysłuchać wielu wykładów. Od informacyjnych po problemowe; „Nawroty choroby”, „Zanim pójdziesz do pracy”, „Jak sobie radzić z przykrymi emocjami”, „Alkohol i problemy seksualne”, „Jak pokochać siebie”. Bo konieczne odkrywanie prawdy o sobie boli i mocno zaniża czasu poświęca się nawrotom choroby: jak radzić sobie z głodem alkoholowym, co go wywołuje, jakie sygnały ostrzegają alkoholika, że ma ochotę się napić i jak sobie z tym radzić. Najczęściej doświadczanym objawem jest lęk, niepokój, rozdrażnienie, problemy z koncentracją uwagi, odejście od dotychczasowego rytmu dnia, oddalenie się od AA i terapii oraz powrót w stare miejsca związane z poprzednim stylem życia. Dowiaduje się też, jak odmawiać picia. Człowiek nieuzależniony mówi po prostu: dziękuję, nie piję, alkoholik ma z tym problem, zaczyna się pokrętnie tłumaczyć, co wprawia go w złość, powoduje napięcie, które – często przychodzi mu do głowy – można by rozładować sięgając po kieliszek. – Czasem po roku, czasem dopiero po dwóch latach alkoholik potrafi zwyczajnie, bez emocji powiedzieć: nie piję – mówi Halinka. Większość musi się też nauczyć nawiązywania rozmowy. Bez alkoholu, który dotąd dodawał odwagi i musi też ułożyć sobie plan dalszego zdrowienia. W oddziale zdobył wiedzę na temat choroby, teraz musi przemyśleć (i zapisać): jak zapełnić pustkę, jaka powstaje po odstawieniu alkoholu. Mitingi AA, udział w grupach dalszego zdrowienia, praca nad krokami AA. Pomocą może być sponsor, czyli starszy stażem trzeźwienia alkoholik, prowadzenie dzienniczka uczuć, co pozwala w porę dostrzec stany emocjonalne prowadzące do zapicia.– Żeby trzeźwieć, nie wystarczy nie pić, trzeba zmieniać swoje życie – twierdzi ksiądz Andrzej Kieliszek, który w łukowskim odwyku od kilkunastu lat prowadzi spotkania na temat duchowych aspektów zdrowienia. – Nie da się długo funkcjonować na dupościsku, jak to dosadnie nazywają anonimowi alkoholicy. Bez zmian abstynencja nie jest satysfakcjonująca i trudna do trzeba swoje pijane zachowania, od najprostszych, jak na przykład nierzucanie petów gdzie popadnie, po eliminowanie pijanego myślenia, na przykład obwiniania innych, czy żądań, by traktowano mnie niemal jak bohatera, bo przestałem pić. Trzeba też uwierzyć, że ktoś lub coś może mi pomóc. Ktoś – grupa AA, terapeuta, grupa terapeutyczna, sponsor – to jest do zaakceptowania. Coś, co w AA nazywają siłą wyższą, Bogiem, jakkolwiek go pojmujemy – tego wielu nie odstawieniu alkoholu czasu jest w nadmiarze. Trzeba czymś zastąpić godziny organizowania alkoholu, picia, bełkotu długich pijanych dyskusji, kurowania się po piciu i obmyślania usprawiedliwień. Człowiek uzależniony po wyjściu z nałogu szuka jakiegoś zastępstwa. Zwielokrotnia ilość wypijanej kawy lub wypalanych papierosów. Może też popaść w inny nałóg: pracoholizmu, seksoholizmu, internetoholizmu, hazard, uzależnienie od ćwiczeń fizycznych, zakupów, odchudzania lub jedzenia słodyczy. Czasem stawia sobie nierealne zadania: za rok rozpoczynam budowę domu. W sytuacji, gdy nie ma pieniędzy ani nawet widoków na dobrą pracę.– Żeby zdrowieć – podpowiada Halinka – trzeba mieć kontakt z rzeczywistością, z sobą, ze swoimi uczuciami, nauczyć się je rozpoznawać. I mieć świadomość, że zmiany w naszym życiu nie nastąpią od zaraz, że to powolny proces. W AA mówią: daj czasowi czas. Choroba zmieniona Rafał, Ryszard, Karol, Sylwia i Krzysiek jutro opuszczają oddział. Zmienili się przez te siedem tygodni. Już się nie kulą, nie zamykają w sobie, nie gryzą nerwowo paznokci. Sylwia dawno wyskoczyła z kostiumu i chodzi w dżinsach i adidasach. Z AA-owskich powiedzeń najbardziej spodobało się jej to o ogonie: jeśli jedna osoba mówi ci, że masz ogon – możesz to puścić mimo uszu. Jeśli kilka osób mówi, że masz ogon – warto się obejrzeć za siebie. Dlatego Sylwia, jak planuje, będzie w Warszawie chodzić na grupy terapeutyczne. – Żeby tam nauczyć się mówić o swoich trudnościach, nauczyć się słuchać i słyszeć chirurg, z trudem próbuje się uśmiechać. – Zdobyłem tutaj wiedzę, jaka niestety nie jest przekazywana przyszłym lekarzom w uczelniach medycznych. Najtrudniej było mi przyjąć, że już nigdy nie będę mógł się oficer policji, odzyskał pewność siebie, zaczął dbać o zdrowie. Poprosił żonę, żeby zamówiła mu pierwszą od wielu lat wizytę u dentysty. – Będę wykonywał wszystkie zalecenia, chodził na mitingi, będę czytał literaturę. Wiem, że jeśli przestanę to robić, wcześniej czy później sięgnę po flaszkę, czyli – śmieje się – buty mi same skręcą do Karol, mechanik, twierdzi, że nic się nie zmieniło. – Nie zakładam, że nie będę pił. Ale już wiem, jak się bronić.– Badania wykazują, że po kompleksowej, a więc całodziennej 7–8-tygodniowej terapii oraz 12–24-miesięcznym programie after care trwałą abstynencję utrzymuje ok. 40 proc. pacjentów – twierdzi Jadwiga Fudała, kierowniczka działu lecznictwa odwykowego i programów medycznych Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów przeszły bóle głowy. Czarną koszulkę z trupią czaszką zamienił na weselszą żółtą z napisem „Kurka Naturka”. Złagodniały mu rysy twarzy. – Wyzbyłem się złości, agresji – twierdzi. – Nauczyłem się prosić o pomoc i lepiej mi z tym. Jednak boi się wyjść z odwyku. Bo dokąd? Mieszkania nie ma, pracy nie ma. Chciałby zobaczyć się z żoną (– No tak – byłą żoną), dzieciakami. Bo one dotąd widywały go najczęściej, gdy był pijany. Ale co będzie, gdy zastuka do drzwi, otworzy mu była żona i powie: Sorry, Winetou, było, ale się zmyło? Korzystałem z książek: Anna Dodziuk „Trudna nadzieja”, PARPA; Terence T. Gorski, Merlene Miller „Jak wytrwać w trzeźwości?”, Wydawnictwo Instytutu Psychiatrii i Neurologii; Jean Kinney, Gwen Leafon „Zrozumieć alkohol”, PARPA.
Zapis na śmierć. Jak to działa? Nowości 22.09.2015, 01:00. PIOTR SKWIROWSKI. Dzięki zapisowi windykacyjnemu możesz przekazać składnik swojego majątku, choćby mieszkanie, konkretnej
To, że cię kocham, nie daje ci prawa, byś mnie krzywdził. Jeśli spróbujesz, będę się bronić wszelkimi sposobami, włącznie z separacją. Niestety są jeszcze księża, którzy powiedzą: „Bóg zesłał ci tego męża, więc cierp, błagaj, by cię nie bił, ale nie wzywaj policji, nie decyduj się na separację”. Mylą w ten sposób miłość z naiwnością. Tymczasem miłość jest nie tylko szczytem dobroci, ale też szczytem mądrości - podkreślał podczas konferencji pt. „Co oznacza twarda miłość wobec osoby uzależnionej” ks. dr Marek Dziewiecki, psycholog, specjalista w dziedzinie profilaktyki i terapii uzależnień. Spotkanie, które odbyło się w siedleckiej szkole „Novum”, zorganizowało stowarzyszenie na rzecz osób dotkniętych chorobą alkoholową, narkomanią i hazardem „Szansa”. Podczas konferencji padło wiele słów obalających tak chętnie powtarzany przez niektórych polityków i media mit, że Kościół toleruje przemoc w rodzinie. Ks. M. Dziewiecki wyraźnie zaznaczył, iż osoba pokrzywdzona, a w polskich realiach jest nią najczęściej żona, którą uzależniony od alkoholu mąż bije i dręczy psychicznie, ma prawo do skutecznej obrony. - Nie wolno mylić miłości z naiwnością. Choroba alkoholowa i inne uzależnienia wystawiają na próbę wszystkich członków rodziny. Łatwo wtedy o postawy skrajne: bierne poddanie się krzywdom wyrządzanym przez pogrążonego w nałogu lub reagowanie podobną agresją oraz wycofaniem miłości. Niezwykle trudno natomiast o zajęcie postawy dojrzałej, czyli o wyrażanie miłości do alkoholika w sposób dostosowany do jego sytuacji oraz do zachowania - zauważył prelegent, który swoje wystąpienie zaczął od przypomnienia definicji miłości. Kochać dojrzale - Kochać to tak się odnosić do drugiej osoby, by jej chciało się przy mnie żyć. Ta reguła odnosi się jednak do sytuacji tzw. normalnych, dojrzałych. Zasada ta może nie zadziałać, gdy jedno z małżonków znajduje się w kryzysie, czyli jest uzależnione - zastrzegł ks. M. Dziewiecki, przybliżając cechy dojrzałej miłości. Jest ona bezwarunkowa, nieodwołalna, okazywana z bliska, ofiarna, a przede wszystkim mądra. Dlatego tak trudno kochać egoistów, ludzi prowadzących podwójne życie, zaburzonych psychicznie, alkoholików, narkomanów. - A człowiek uzależniony to ktoś, kto zakochał się w śmiertelnym wrogu. Jest to niewyobrażalnie silnie zniewolenie, samo nie przeminie. Nasza miłość jest wtedy wystawiana na największą próbę, wręcz heroiczną. W sposób spontaniczny grożą nam wtedy postawy skrajne: naiwne litowanie się nad uzależnionym i wycofanie miłości wobec niego. Tymczasem dojrzałe uczucie jest działaniem wyrażającym się w konkretnych słowach oraz czynach, dostosowanym do sytuacji i postępowania drugiej osoby - tłumaczył ks. Marek. Nie mylić z naiwnością Jak dojrzale kochać alkoholika czy narkomana? Pierwszym krokiem jest poznanie mechanizmów choroby. - Jak już wspomniałem, człowiek uzależniony to ktoś, kto dosłownie śmiertelnie „zakochał się” w substancji chemicznej, która obiecuje łatwe szczęście, oszukuje, uzależnia i zabija. Jednocześnie to ktoś, kto nie rozumie samego siebie, kto nałogowo oszukuje samego siebie, wmawiając sobie, że nie jest uzależniony i nie ma problemu z alkoholem czy narkotykiem. Poza tym to mistrzowie w manipulowaniu najbliższym środowiskiem po to, by tworzyć sobie komfort sięgania po używki. Odwołując się do różnych form nacisku i szantażu, próbują doprowadzić do sytuacji, w której obowiązuje zasada: „Ja sięgam po substancje uzależniające, a inni mnie chronią, usprawiedliwiają, ukrywają przed sąsiadami i policją” - tłumaczył duchowny. - Bliscy modlą się, cierpią, licząc, że bliski w końcu dostrzeże ich dobre serce i się zmieni. Inni próbują interweniować, lecz zwykle robią to za późno, niedojrzale i naiwnie. Alkoholika czy narkomana trudno kochać, gdyż staje się śmiertelnym wrogiem samego siebie. Nie chce żadnej pomocy. Czy taką osobę można kochać? Można, bo miłość jest genialna - stwierdził ks. Marek. Jego zdaniem czytelnym wzorcem dojrzałej, mądrej miłości jest przypowieść o odchodzącym synu i mądrze kochającym ojcu (por. Łk 15,11-32), który potrafi kochać swoje dziecko ulegające iluzjom łatwego szczęścia. Nawet w tak dramatycznej sytuacji, jaką jest odejście syna, nie cofa swej miłości, ale też nie udziela mu pomocy. Nie jest okrutny, ale też nie jest naiwny. Dlatego pozostawia błądzącego własnemu losowi. Gdyby ojciec przestał go kochać, to syn nie miałby do kogo wrócić. Gdyby natomiast udzielał mu pomocy i brał na siebie konsekwencje jego błędów, to jego dziecko nie miałoby powodu, by się zastanowić nad własnym postępowaniem i dokonać przemiany życia. Syn z przypowieści korzysta z mądrej miłości ojca, zastanawia się i podejmuje decyzję o całkowitej zmianie życia. Staje się synem powracającym. Teraz dopiero rozumie, że ojciec nigdy nie przestał go kochać, oraz że robił to naprawdę dojrzale. Kochać człowieka uzależnionego to najpierw dokładnie poznać jego dramatyczną sytuację. - Wtedy dopiero rozumiemy, że dojrzała miłość polega na stosowaniu zasady: „ty nadużywasz alkoholu czy sięgasz po narkotyk, ty ponosisz wszystkie konsekwencje twego zachowania”. To konieczny warunek uznania prawdy o sobie i podjęcia przez uzależnionego terapii. Stosowanie powyższej zasady musi być jednak bardzo konkretne. Oznacza to na przykład, że żona nie podaje posiłków, jeśli uzależniony wydał pieniądze na alkohol, nie pierze jego pobrudzonych ubrań ani nie usprawiedliwia jego nieobecności w pracy, gdy jest nietrzeźwy. Rozumie bowiem, że lepiej jest, by był głodny czy nawet stracił pracę, niż miałby stracić życie na skutek trwania w chorobie alkoholowej czy narkomanii - mówił ks. Marek. Ocalenie w cierpieniu Tak pojmowana dojrzała miłość nie jest zwykle możliwa, jeśli współmałżonek czy inne osoby z najbliższej rodziny pozostają sam na sam z alkoholikiem bądź narkomanem. Uzależniony bywa wtedy agresywny, a nawet groźny. Potrafi znęcać się fizycznie i psychicznie, kłamać, manipulować, szantażować lub wzbudzać litość. - Realizowanie zasady kompetentnej miłości wymaga wyjścia z ukrycia, by poszukać wsparcia na zewnątrz. W polskich warunkach skutecznym rozwiązaniem okazuje się kontakt z grupami samopomocy, jak np. Al-Anon i Kluby Abstynenta. Pożyteczny jest kontakt z duszpasterzem. Czasem konieczna bywa też pomoc urzędu gminy, psychologa, prawnika i policji. Jednak nawet wtedy może się okazać, że ze względu na agresję uzależnionego nadal nie jest możliwe stosowanie reguł kompetentnej miłości. Jedynym rozwiązaniem staje się rozstanie - stwierdził, ostrzegając, iż trwanie latami przy uzależnionym, który znęca się nad najbliższymi i nimi manipuluje, okazuje się cierpieniem mającym destrukcyjny wpływ na rodzinę, a nie przynosi żadnej zmiany w postawie chorego. Co więcej, pozwala mu trwać w nałogu. Mamy wówczas do czynienia nie z miłością, lecz naiwnością. Ze względu na system iluzji i zaprzeczeń alkoholika czy narkomana nie wzruszy i nie przemieni cierpienie innych ludzi. Może go ocalić jedynie jego własne cierpienie. Bolesna konieczność - Jednak w tego typu skrajnej sytuacji fizyczne odejście od osoby uzależnionej nie oznacza wycofania miłości. Nie jest też przejawem okrucieństwa czy zemsty, ale bolesną formą dojrzałej miłości wobec osoby, która krzywdzi siebie i innych. Jeśli technicznie jest to możliwe, można zdecydować się najpierw na rozstanie czasowe. Może ono okazać się wystarczające, by uzależniony uznał, że ma problem i podjął terapię. Gdy takie rozwiązanie - zwykle ze względów mieszkaniowych i finansowych - nie jest możliwe, to koniecznością okazuje się rozstanie usankcjonowane formalnie - podkreślił prelegent, tłumacząc, iż dla osób, które zawarły małżeństwo sakramentalne, rozwiązaniem jest separacja przed sądem kościelnym. Nie zrywa ona więzi małżeńskiej, nie łamie przysięgi małżeńskiej. - Kościół katolicki uznaje, że są sytuacje, w których wspólne życie i mieszkanie małżonków sprzeciwiałoby się dojrzałej miłości i odpowiedzialności. Miłość małżeńska jest bezwarunkowa. Ale tylko miłość. Nie jest natomiast bezwarunkowe wspólne mieszkanie, współżycie seksualne, wspólne wychowywanie dzieci, wspólnota majątkowa. To wszystko jest już warunkowe. Ma miejsce pod warunkiem, że obie strony odnoszą się do siebie z miłością i odpowiedzialnością. Obecnie mamy w Polsce sytuację prawną, w której separacja kościelna posiada także skutki cywilne. Dzięki temu współmałżonek może uzyskać podział majątku i alimenty - wyjaśnił ks. Marek, dodając, iż jeśli żona zmuszona jest do rozstania z alkoholikiem, to powinna powiedzieć samej sobie i uzależnionemu, że czyni to z miłości i odpowiedzialności, z nadzieją, że mąż zacznie się leczyć i zmieni postępowanie. Wtedy powrót do wspólnego życia stanie się możliwy. Masz prawo do obrony Kościół z całą powagą traktuje cierpienie krzywdzonego małżonka i dlatego przyznaje mu prawo do obrony. - W takich sytuacjach obowiązkiem katolickiego doradcy jest stanowcze przestrzeganie przed myleniem miłości z naiwnością. Niestety wciąż są duchowni, którzy mówią: „Bóg zesłał ci tego męża, więc cierp, błagaj, by cię nie bił. Ale nie wzywaj policji, nie decyduj się na separację, okazuj serce, a może go wzruszysz”. Nie wzruszy! Bo ten człowiek jest chory! Nie reaguje na cierpienie bliskich. Dlatego żona, której mąż jest uzależniony, ma prawo do skutecznej obrony. Tego uczy nas Jezus, gdy w czasie przesłuchania przed arcykapłanami żołnierz uderza Go w twarz. Broni się wtedy stanowczo: „Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?” (J 18,23). Czyni tak dlatego, że w tym przypadku zgoda na krzywdę i cierpienie byłaby naiwnością - oświadczył ks. M. Dziewiecki, akcentując, iż Kościół, wierny Jezusowi, daje skrzywdzonym prawo do obrony włącznie z separacją. - Niektórzy księża udają, że tego nie wiedzą. Niestety my, duchowni, zawiniliśmy pod tym względem. Przez lata myliliśmy miłość z naiwnością i za to przepraszam. Chrześcijaństwo nie ma nic wspólnego z tolerowaniem zła, z naiwnym cierpieniem czy choćby pośrednim aprobowaniem jakiejkolwiek formy przemocy czy krzywdy - dodał stanowczo. Czy alkoholik może być zbawiony? Ks. Marek przyznał, że często słyszy obawy, że twarda miłość może doprowadzić do śmierci, tzn. uzależniony zapije się lub zaćpa, przez co bliscy będą mieli go na sumieniu. Tymczasem tylko taka miłość daje szansę na ocalenie. Duchowny otrzymuje także wiele listów, telefonów z pytaniem, czy alkoholik lub narkoman, który umiera nagle, może być zbawiony. - Taka osoba wcale nie musi iść do piekła. Nie wiemy, co się dzieje w procesie umierania. Tylko Bóg zna serce człowieka. Dlatego każdy ma szansę na zbawienie - tak brzmiała konkluzja spotkania. JKDEcho Katolickie 23/2015 opr. ab/ab Copyright © by Echo Katolickie Oczywiście, jeśli pacjent nie chce się leczyć, nikt go do tego nie zmusi. Zdrowie jest w jego rękach. Są dwa wyjścia: albo wyzdrowieje, albo zapije się na śmierć. Rodzaj alkoholu nie ma tu żadnego znaczenia. Alkoholikiem jest zarówno osoba, która pije wysokogatunkową whisky, jak i upijająca się tanim winem. Uzależnienie od alkoholu to jednostka chorobowa, która powoli i systematycznie niszczy ludzki organizm i wpływa także na mentalność osoby uzależnionej. Gdy się jej nie leczy długofalowo, skutki alkoholizmu mogą być opłakane. Fizyczne skutki alkoholizmu Po pierwsze spożywanie alkoholu w ogromnych ilościach prowadzi do stłuszczenia, a z czasem do marskości wątroby. Napoje alkoholowe zwłaszcza te słabo destylowane własnej roboty niszczą wzrok i sprawiają, że jest on coraz słabszy. Alkohol fatalnie wpływa również na cerę, włosy i na stan uzębienia. Jego długofalowe spożywanie prowadzi do tego, że organizm szybciej się starzeje i wygląda na bardziej wyeksploatowany. Ponadto przez picie dochodzi do drżenia rąk, nietrzymania moczu i zachwiania równowagi. Z tego też powodu alkoholicy są spychani na margines życia społecznego, bo uchodzą za osoby niezaradne i nieumiejące pokierować własnym życiem. Uzależnienie od alkoholu – jakie szkody robi w psychice Jeśli chodzi o mentalne skutki alkoholizmu, to niszczy on połączenia nerwowe w mózgu, przez co osoba uzależniona ma słabszą pamięć, spostrzegawczość oraz nie umie zachować koncentracji na dłużej. Nękają ją również niespodziewane ataki agresji i ogólne otępienie. Ponadto osoba uzależniona ma lęki, dręczą ją koszmary i woli unikać innych, bo bez alkoholu nie ma z nimi, o czym rozmawiać. Badania naukowe udowodniły także, że osoby nadużywające alkoholu częściej zapadają na Parkinsona i Alzheimera. Wiąże się to z tym, że ich mózg jest mocno wyniszczony. Kiedy następuje śmierć przez alkohol? Śmierć przez alkohol to wynik na przykład tego, że nerki, wątroba i serce przestają pracować. Alkohol to także przyczyna zawałów i wylewów. Dzieje się tak dlatego, że wywołuje on duże nadciśnienie tętnicze i znacznie osłabia krążenie. Śmierć przez alkohol zdarza się również wtedy, gdy alkoholik zamarznie na mrozie. Wskutek wychłodzenia jego organy przestają normalnie pracować, a stąd już krok do tego, by zasilić szeregi świętego Piotra. Jest to niestety sytuacja dosyć często spotykana, że bezdomny alkoholik umiera, bo nie ma gdzie się schronić przed zimnem, a do noclegowni nie chce iść. Fazy alkoholizmu. Choroba alkoholowa rozwija się w czterech etapach. W każdym kolejnym znacząco postępuje. Pojawia się coraz więcej objawów, a samo uzależnienie nabiera na sile. Co ważne, badania pokazują, że kobiety szybciej popadają w uzależnienia. Odnosi się to do wszystkich substancji (alkohol, narkotyki, leki), ale także do
Pytania i mity na temat uzależnienia 1. Czy częstotliwość picia jest dowodem na uzależnienie? Tak i nie. Codzienne picie kieliszka wina do obiadu nie jest uzależnieniem. Ale częste picie większej ilości alkoholu jest dość poważnym sygnałem uzależnienia. Częste upijanie się jest pewnym objawem choroby. Pamiętajmy: każdy alkoholik może przerwać picie na jakiś czas. Trudno mu jednak wytrzymać bez picia, toteż wcześniej czy później sięgnie po alkohol. A wówczas nieuchronnie, prędzej czy później, chociaż nie zawsze od razu – znów się upije. Alkoholicy często mają przerwy w piciu, niekiedy nawet dość długie. Są one potrzebne alkoholikowi, gdyż organizm zatruty alkoholem po prostu nie wytrzymuje bardzo długiego okresu ciągłego picia. Przerwy te nie świadczą jednak o tym, że ktoś nie jest alkoholikiem. Jeśli kończą się one powrotem do picia i ponownym upijaniem się, stanowią stuprocentowy objaw alkoholizmu. 2. Czy można pić w sposób kontrolowany i czy to oznacza, że nie ma uzależnienia? Można. Większość ludzi używających alkoholu pije właśnie w sposób kontrolowany i nie popada w uzależnienie. Od alkoholu uzależnia się 10-15% jego użytkowników. Istotą uzależnienia jest utrata kontroli nad alkoholem. Alkoholizm nazywa się niekiedy nawet „chorobą kontroli”. Utrata kontroli przybiera dwie formy. Po pierwsze, człowiek uzależniony sięga po alkohol pomimo tego, że obiecał sobie i innym, że tego nie zrobi. Np. ktoś miał ważne spotkanie albo egzamin, wiedział więc, że powinien być trzeźwy, ale mimo to wypił, bo np. spotkał koleżkę i razem wstąpili do baru. Po drugie, uzależniony traci kontrolę nad ilością wypijanego alkoholu, gdy tylko zacznie pić. Ktoś np. umówił się, że pójdzie wieczorem z żoną do teściów i postanowił być trzeźwy. Po południu wstąpił jednak na jedno piwo, „bo przecież jedno nie zaszkodzi”. Ale po wypiciu tego piwa poczuł nieodpartą chęć dalszego picia, wypił drugie, trzecie i w końcu się upił. Kiedy indziej poszedł na przyjęcie, obiecując sobie i żonie, że tym razem się nie upije. Postanowił wypić tylko jeden kieliszek, ale gdy go wypił, nie mógł się powstrzymać przed dalszymi i znów się upił. Alkoholik dramatycznie walczy o przywrócenie kontroli, a także o to, by dowieść innym i sobie samemu, że jej nie utracił. W tym celu czasem rzuca picie na dłuższy czas. Np. w sierpniu wielu ludzi ślubuje niepicie alkoholu. We wrześniu podejmują picie w najlepsze, uznając, że skoro wytrzymali cały miesiąc, nie mają problemu. W istocie niemal każdy alkoholik może przez długi czas w ogóle nie pić. Nie może jednak przez długi czas pić ograniczonych dawek alkoholu. Toteż prawdziwy test na alkoholizm nie polega na tym, by w ogóle nie pić, ale by przez miesiąc pić np. codziennie tylko jeden kieliszek wina. Nieuzależniony człowiek nie będzie miał z tym większych trudności. Uzależniony nie podoła takiemu ograniczeniu; wcześniej czy później po jednym kieliszku wypije drugi, potem następny i jeszcze, aż do upicia się. To właśnie jest niezaprzeczalny dowód uzależnienia i braku kontroli nad alkoholem. 3. Czy silna wola i mocna głowa chronią przed chorobą? Mocna głowa jest dość pewnym objawem uzależnienia. Alkohol jest trucizną, przed którą normalny zdrowy organizm broni się; wpływa on również na rozregulowanie kontroli w centralnym układzie nerwowym, więc zdrowy człowiek po jego wypiciu ma zawroty głowy, trudniej mu mówić, robi głupstwa. Człowiek z mocną głową toleruje większe ilości alkoholu. Oznacza to najczęściej, że jego organizm już uodpornił się na truciznę, jaką jest alkohol. Może wypić dużo, a zapewne zaraz będzie nie tylko mógł, ale musiał wypić, żeby jako tako się czuć. Przez jakiś czas będzie funkcjonował po alkoholu, ale – jeśli przeżyje i nie zginie w bójce, w wypadku albo nie umrze na zawał bądź inną chorobę spowodowaną alkoholizmem – po latach głowa mu osłabnie. Będzie upijał się coraz mniejszą ilością alkoholu, ale za to – ponieważ głód alkoholu i objawy odstawienia nasilą się nie do wytrzymania – będzie upijać się coraz częściej. Silna wola jest w przypadku alkoholizmu bardzo zdradliwa. Alkoholicy na ogół wykazują bardzo silną wolę w działaniach, które służą piciu, np. potrafią w środku nocy w nieznanym mieście wytrwale szukać alkoholu, aż do skutku. Nie mają natomiast woli – żadnej, ani silnej, ani słabej – wobec samego alkoholu lub innego środka, od którego są uzależnieni. Na tym właśnie polega uzależnienie. A jednocześnie ponieważ wszyscy wokół zarzucają im brak silnej woli, alkoholik walczy beznadziejnie o udowodnienie sobie i światu, że jednak ją posiada. Stąd bezskutecznie ponawiane obietnice i próby kontrolowanego picia. Stąd wymyślny niekiedy system zaprzeczeń, który pomaga alkoholikowi wyszukiwać inne przyczyny picia niż alkoholizm. Nieprzypadkowo pierwszy krok Anonimowych Alkoholików mówi o uznaniu bezsilności (czyli braku siły i woli) wobec alkoholu. Po jego dokonaniu trzeba natomiast bardzo wiele silnej woli, by wytrwale realizować program zmian osobistych, które są niezbędne po to, by najpierw w ogóle wytrwać, a później żyć szczęśliwie bez alkoholu. 4. Czy piwo jest, czy nie jest alkoholem? Jest. Bez żadnej dyskusji. Nikt nie upija się wódką czy winem, ale alkoholem zawartym w wódce, winie, piwie i w innych produktach. Nikt nie uzależnia się od wódki, likieru, koniaku lub piwa, ale od alkoholu zawartego w nich. Mit, iż piwo nie jest alkoholem, jest tak silny, że rosnąca liczba młodych ludzi pije go coraz więcej, w efekcie w wielu ośrodkach leczenia uzależnień znaczną część pacjentów stanowią młodzi ludzie, którzy nigdy nie pili żadnego innego napoju alkoholowego oprócz piwa. Dlatego bardzo niebezpieczne jest nagminne łamanie zakazu sprzedaży alkoholu nieletnim właśnie w odniesieniu do piwa. (…) 5. Jaka jest skuteczność wspólnoty Anonimowych Alkoholików oraz leczenia korzystającego z 12 kroków AA? Ocenia się, że 33% ludzi, którzy przychodzą na terapię opartą na programie AA, utrzymuje trzeźwość po jej ukończeniu. Drugie 33% raz bądź dwa razy zapija, po czym i oni także zachowują trzeźwość. Statystyki te rosną w przypadku połączenia terapii profesjonalnej z AA, a przede wszystkim, gdy po zakończeniu terapii jej absolwenci systematycznie chodzą na mityngi AA. Długość i jakość trzeźwości zależą nie tylko od uczestnictwa w mityngach, ale także od pracy włożonej w przerabianie kroków AA, w czytanie literatury aowskiej, w prowadzenie dziennika uczuć i w inne formy pracy nad sobą. 6. Czy AA jest jedyną metodą na alkoholizm? AA jest najskuteczniejszą metodą dla największej liczby osób. Program AA – w swej istocie behawioralno-poznawczy – jest dziś powszechnie przyjętą podstawą programów terapii, opartych na tak zwanym „modelu Minnesota”. I w tym sensie został uznany przez profesjonalistów za najlepszy sposób pomocy uzależnionym. Paradoksalnie, niektórzy profesjonaliści nie przyznają, że zaczerpnęli pojęcia bezsilności, duchowości, gruntownego obrachunku moralnego z programu AA. (…) AA nie jest jednak metodą jedyną. Zdarzają się ludzie, którzy przestali pić bez żadnej pomocy; są to jednak jednostki wobec milionów trzeźwych alkoholików. Niektórzy stosują disulfiram, znany w Polsce w postaci anticolu lub esperalu, wszczepianego w pośladek. Metody te – podobnie jak stosowana dawniej metoda budzenia wstrętu (…) – polegały na budzeniu lęku przed dolegliwymi konsekwencjami picia – wymiotów i drgawek w przypadku anticolu, śmierci po zapiciu esperalu. Podobny charakter trwałego wpajania strachu – głównie moralnego – przed zapiciem ma hipnoza lub kodowanie (o którym pisałem w książce „Litacja”). Ich działanie jest jednak krótkotrwałe. Disulfiram jest jednym z wielu środków farmakologicznych stosowanych na alkoholizm. Czasem próbowano antydepresantów, takich jak desipramina, lub środków przeciwlękowych jak buspiron, okazywały się jednak niezbyt efektywne. Skuteczniejsze natomiast okazywały się kampral i naltrekson, ale przede wszystkim w połączeniu z terapią. Ostatnio głośno jest o baklofenie, środku zmniejszającym napięcie mięśni szkieletowych, który dobrze znosi objawy głodu alkoholowego. Został on rozpropagowany przez Oliviera Ameisena, francuskiego kardiologa, który w książce „Spowiedź z butelki” ukazał, w jaki sposób ten powszechnie dostępny i tani środek pomógł mu przezwyciężyć alkoholizm. Nie oceniając książki Ameisena i nie podważając jego tez, warto zwrócić uwagę na różnicę między środkami farmakologicznymi a metodą AA. Nawet jeśli farmaceutyki pomogą znieść głód alkoholowy i zachować trzeźwość, to same przez się nie pozwolą na zmianę myślenia oraz wypełnienie pustki duchowej, charakteryzującej uzależnionych. To dlatego skuteczność naltreksonu znacznie rośnie w połączeniu z terapią. Odziaływanie terapii każdego rodzaju ulega wzmocnieniu, gdy towarzyszy mu skierowana przez terapeutów do pacjentów zachęta do chodzenia na spotkania AA. Terapia bez AA jest mniej efektywna. Wciąż jeszcze zdarzające się, choć coraz mniej liczne, przypadki, gdy terapeuci wręcz zakazują uczestnictwa w mityngach AA, są szkodliwe i nieetyczne. 7. Kiedy zaczyna się uzależnienie? Uzależnianie się jest procesem. Trudno określić punkt, w którym ktoś staje się uzależniony. Warto jednak zastanowić się, gdy ktoś ma problemy związane z piciem, a mimo to pije dalej. Najczęściej nie są to jeszcze problemy zdrowotne, lecz zawodowe, towarzyskie, rodzinne, psychologiczne lub prawne. Problemy te wcześniej widzi otoczenie niż sam zainteresowany. Toteż nigdy nie należy bagatelizować uwag ze strony innych ludzi, że ktoś być może za dużo pije. Objawem uzależnienia jest też utrata kontroli; o jej dwóch wymiarach była mowa w odpowiedzi na pytanie o kontrolowane picie. Najlepszym wskaźnikiem alkoholizmu pozostaje zestaw pytań sformułowany przed kilkudziesięcioma laty przez specjalistów z John Hopkins University w Baltimore w USA (tzw. test baltimorski). 8. Na jakie symptomy uzależnienia powinni zwracać uwagę bliscy osoby wpadającej w nałóg? Minimalizowanie ilości i częstotliwości picia oraz jego skutków, wykręty; ukrywanie picia i chowanie alkoholu; zapewnienia, że nie będzie już pić; picie alkoholu do dna, dopijanie kieliszka przy wstawaniu od stołu. Później: tzw. mocna głowa, zaczynanie dnia od klina, picie ciągami. 9. Jak pomóc osobie wpadającej w nałóg? Nie ignorować picia ani nie bagatelizować jego skutków. Nie pomagać unikać konsekwencji picia; nie płacić długów, nie kłamać w celu usprawiedliwienia nieobecności w pracy, nie płacić za uzależnionego kar ani nie załatwiać za osobę pijącą spraw zaniedbanych w rezultacie picia. Odmawiać wspierania nałogowych zachowań. Najskuteczniejsza jest interwencja, której nie należy przeprowadzać w pojedynkę. Ludzie bliscy, pracodawca, koledzy, być może lekarz, powinni skonfrontować pijącego z jego nałogiem i konsekwencjami picia. Interwencja ma wyrażać troskę i odnosić się do konkretnych zachowań, a nie być ogólną oceną człowieka. Jej celem powinno być połączenie problemów życiowych z nadużywaniem alkoholu i pokazanie pijącemu, że jego problemy są właśnie rezultatem, a nie, jak on/ona najczęściej sądzi, powodem picia. Dobra interwencja powinna kończyć się skierowaniem pijącego do specjalisty lub do ośrodka leczenia uzależnień. Tytuł, skróty i zdjęcie pochodzą od redakacji. Fragmenty książki Wiktora Osiatyńskiego Drogowskazy, Iskry, Warszawa 2013 Baltimorski test alkoholowy 1. Czy odczuwasz potrzebę wypicia kieliszka wódki czy kufla piwa w określonej porze dnia? 2. Czy tracisz na picie czas poświęcony na pracę? 3. Czy zdarza się, że siadając do stołu, zamierzałeś wypić tylko 1-2 kieliszki, a z chwilą kiedy zacząłeś pić, piłeś aż do upicia się? 4. Czy następnego dnia po pijaństwie musisz wypić kieliszek wódki lub choćby piwo, by poczuć się lepiej? 5. Czy pijesz, by czuć się bardziej swobodnym w towarzystwie? 6. Czy picie zakłóca twoje życie domowe? 7. Czy miałeś po wypiciu zanik pamięci („przerwę w życiorysie”)? 8. Czy miałeś kiedykolwiek wyrzuty sumienia po wypiciu? 9. Czy picie spowodowało u ciebie wystąpienie zaburzeń snu (trudności w zaśnięciu, zbyt wczesne budzenie się, sen przerywany)? 10. Czy po upiciu się próbujesz znaleźć dla siebie usprawiedliwienie, dlaczego się upiłeś? 11. Czy zauważyłeś rano po przepiciu, że drżą ci ręce? 12. Czy picie zagraża twoim interesom lub stanowisku w pracy (nagany, upomnienia, zwolnienia z pracy)? 13. Czy miałeś już kłopoty finansowe z powodu picia (przepiłeś pensję lub premię, zasiłek rodzinny, pożyczyłeś na wódkę, zastawiłeś przedmioty własne lub rodziny)? 14. Czy odkąd pijesz, zauważyłeś zmiany w swoim usposobieniu (stałeś się drażliwy, wybuchowy, skłonny do wzruszeń, zawistny)? 15. Czy pijesz z osobami poniżej twojego poziomu kulturalnego? 16. Czy pijesz, aby uciec od zmartwień i kłopotów, np. rodzinnych, zawodowych i innych? 17. Czy pijesz sam? 18. Czy odkąd pijesz, stałeś się mniej ambitny? 19. Czy stałeś się trudniejszy w pożyciu z innymi ludźmi, odkąd pijesz? 20. Czy szukasz okazji do wypicia? 21. Czy obniżyła się twoja wydajność w pracy, odkąd pijesz? 22. Czy odkąd pijesz, zmniejszyły się twoje zainteresowania domem i rodziną? 23. Czy kiedykolwiek leczyłeś się u lekarza z powodu dolegliwości po piciu (brak apetytu, nudności, wymioty, zły sen, nerwowość itp.)? 24. Czy pijesz dla uzyskania wiary w siebie? 25. Czy byłeś kiedyś leczony w szpitalu z powodu picia? Jeżeli choćby na jedno z powyższych pytań odpowiesz twierdząco, będzie to dla ciebie wyraźnym ostrzeżeniem, że jesteś na drodze do alkoholizmu. Jeżeli odpowiesz „TAK” na dwa z tych pytań, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że już masz problem alkoholowy. Jeżeli jednak odpowiesz twierdząco na trzy i więcej pytań, jesteś już alkoholikiem. Każda odpowiedź „TAK” świadczy o tym, że alkohol bierze nad tobą górę. Podobne wpisy
Kiedy alkoholik zapije się na śmierć? Do zgonu osoby uzależnionej od alkoholu, która się nie leczy, najczęściej dochodzi wskutek zatrzymania pracy nerki , wątroby czy serca . Alkohol wyniszcza narządy, zwiększa ryzyko pojawienia się nadciśnienia tętniczego, osłabia krążenie, prowadzi do niedożywienia .
„Nie piję już od tygodnia. Z wyjątkiem wczoraj” (zasłyszane) 1. Aperitif Na zamkniętej terapii odwykowej i na stacjonarnej terapii, ale na etapie późniejszym, osobom uzależnionym nakazuje się pisanie prac na zadane tematy związane z zażywaniem substancji zmieniających świadomość. Należy napisać i poddać publicznej analizie wpływ zażywania na pracę/rodzinę/wartości. Język jest uznawany za podstawowe narzędzie zakłamujące mechanizm nałogu, przesadnie flirtujący z eufemizmem, nadmiernie idealizujący chwile uniesień i bagatelizujący dramatyczne skutki nadużywania alkoholu, narkotyków, leków. To więc język trzeba postawić w stan podejrzenia i oczyścić go z retorycznych zawijasów, utrefionych wymówek. Nie wolno pisać „piliśmy”, bo to przenosi odpowiedzialność z „ja” na jakieś „my”, nie wolno używać zwrotów „zrobiłem ćwiartkę”, „rozpracowałem pół litra”, „ i wtedy przyszedł czas na setunię”. Trzeba mówić wprost „100 mililitrów wódki”, „1000 mililitrów piwa”. Nie ma tam miejsca na erystyczne występy, erudycyjne popisy i barwne przygody dzielnych wojaków Szwejków. Wtedy dopiero istnieje cień szansy na zmierzenie się z prawdą. To dlatego najłatwiej mają ci, którzy na co dzień nie piszą nic poza wnioskami o zapomogę do MOPS-u. Piszą koślawo, niezdarnie, ale jednowarstwowo. Ci, którzy nawykli do ekwilibrystyki słownej, nierzadko zaliczają swoje wypracowania po kilka razy (czyli piszą od nowa i od nowa, aż zostanie zaakceptowane przez terapeutów). 2. Lufa Jerzy Pilch, stręczyciel językowy, uwodziciel i narcyz słowny, przyzwyczaił nas do rozbuchanej frazy, barokowo nabrzmiałej, domagającej się poklasku. A zatem mamy w „Pod Mocnym Aniołem” tyrady składające się na jedno wielkie epitafium dla alkoholu, requiem dla snu. „Chce się pan zapić na śmierć? – zapytał doktor Granada. Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam – odparłem, ponieważ w żadnej sytuacji nie byłem w stanie zrezygnować z finezyjnej frazy. Za późno zrozumiałem, że nie jest to dar, ale przekleństwo. Każda rozmowa telefoniczna obracała mi się w powieściowy dialog, każde pozdrowienie w poetyczny aforyzm, każde pytanie o godzinę w teatralną kwestię. Mój złakniony wyższości, a może nawet nieśmiertelności język rządził mną. Byłem we władaniu języka, byłem we władaniu kobiet, byłem we władaniu alkoholu” – czytamy w „Pod Mocnym Aniołem”, które pełne jest efektownych bon motów („Ach, panie doktorze, ja wiem, przecież ja doskonale wiem, że nie można, pijąc, żyć długo i szczęśliwie. Ale jak można żyć długo i szczęśliwie bez picia?”). Kultura eufemizmuje alkoholizm, zatem i w książce Pilcha mamy wcale pokaźną część wypisów alkoholowych z kart światowej literatury. Obok Lowry`go, Dostojewskiego, Joyce`a mamy też rodzimą reprezentację prozatorskich promilowych uniesień. (Przykłady skatalogował swego czasu Józef Rurawski w książce „Wódko, wódeczko”.) Wszystko to jednak dotyczy chwili, kiedy jesteś w sztosie, w biegu, na fali. Jest pięknie, intensywnie i niezaprzeczalnie istotnie. Wciąż za mało jest tekstów o tym, co dzieje się po karnawale, gdy już zostaje na ziemi tylko zarzygane confetti. Pilch mimo wszystko nie rezygnuje z efekciarstwa, a happy end wieńczący całą fabułę jest nieprzekonujący. Poczucie wyższości głównego bohatera wyraża się także w określaniu wszystkich postaci własnymi przezwiskami, nazw własnych zamiast zwyczajowych. Przywilej opisywania, mówienia o innych staje się demiurgiczną rozkoszą (Królowa Kentu, Szymon Sama Dobroć, Kolumb Odkrywca). Inną narrację proponuje nam Wiktor Osiatyński. W „Rehabie” pisze konkretnie, trzecioosobowo, oszczędnym stylem. Tok rozumowania ma precyzyjny, nie meandryczny, nie błądzi po didaskaliach i erudycyjnych przypisach. „Lecz nie mógł tylko pisać. Musiał jeszcze żyć, zanosić to, co napisał , załatwiać różne sprawy, a także zbierać materiały do pisania, bo nie miał odwagi tworzyć z niczego. Gdy wychodził do świata, czuł się bezradny, zagubiony i zalękniony. Wtedy stosował swoje gry: zagadywanie, zabawę słowami, poczucie humoru”. Demaskuje i wypunktowuje błazeńskie strategie jakie stosuje alkoholik, by zagadać pustkę, która w nim ogromnieje z każdym przeżytym ciągiem i teatr, który uprawia dla siebie i otoczenia, by za wszelką cenę udowodnić, że jest normalny, taki jak inni. 3. Popitka Małgorzata Halber, postać telewizyjna, prezenterka, dziennikarka, felietonistka i rysowniczka, osoba uzależniona w styczniu 2015 roku wydała swój debiut pod tytułem „Najgorszy człowiek na świecie”. Autorkę z główną bohaterką łączy wiele: rodzinne miasto, wykonywany zawód, przybliżony wiek, kierunek studiów. Oczywiście nie należy przeprowadzać prostego znaku równości między dwiema postaciami, niemniej zostajemy ewidentnie zaproszeni do konwencji autobiograficznej. Recepcja książki podzieliła się wedle dwóch światopoglądów: „Napisała o czyś ważnym, więc nie należy tej książki traktować, abstrahując od jej tematu” i „Co z tego, że o czymś ważnym, jeśli literacko niedomagając”. A zatem? Jest to debiut o piciu i to o piciu kobiecym. Nie okraszonym opowieściami o ułańskiej fantazji stryja, który jechał po pijanemu fiatem w 1976 roku i jak natrafił na zamknięty szlaban to wysiadł, podniósł go i pojechał. Nie o kozackich setuniach na wieczorze kawalerskim i nie o libacji po wyjściu z wojska. Bo te picia są społecznie dozwolone. Kobieta natomiast w naszym bogoojczyźnianym kraju, kulcie maryjnym może ewentualnie czubkiem języka musnąć advocat przy niedzielnej kawce. Książka Halber jest o kobiecie, która pije i nie ma obrzękłej twarzy i w adresie wpisanego trzeciego peronu na dworcu w Krzyżu. Tylko o żeńskim, eleganckim uzależnieniu. I dlatego sięga się po tę książkę z ciekawością. Bo niewiele osób wie, że czystych, pełnokrwistych żuli jest wśród alkoholików kilka do kilkunastu procent. Cała reszta to pani ekspedientka ze sklepu, dyrektor firmy kosmetycznej i pani od religii. Ale najtrudniej radzą sobie ludzie o wysokim statusie społecznym i ilorazie inteligencji. Bo rzyganie z rana jakoś się z Kantem i Almi Decor nie rymuje. Główna bohaterka, Krystyna, postać bankietowa i lajfstajlowa o swoim przyjściu do państwowej poradni uzależnień powie tak: „Dla dziewczyny z prenumeratą «Przekroju», co popija czekoladę w Czułym Barbarzyńcy, pójście do takiej przychodni jest jak wycieczka do Suwałk bez karty do bankomatu i majtek na zmianę”. Powie także: „Jakbym nie mogła uwierzyć, że oto ja, Krystyna alkoholiczka i narkomanka w zielonych baletkach, z wyższym wykształceniem i szalonymi pomysłami, piekąca piękną szarlotkę, znająca słowo «indyferentny» i bawiąca konwersacją inteligentne osoby, zostałam zgarnięta najebana do suki wprost z asfaltu”. No właśnie. W „Najgorszym człowieku świata” traktuje się o wielu ważnych rzeczach. O tym, że alkohol jest akwarelą, która rozmywa za ostre kontury, gdy pojawiają się zbyt duże emocje. Że jest nagrodą po dobrze wykonanym zadaniu i pocieszeniem, gdy zadanie nie zostało wykonane albo zadaniem samym w sobie. Że alkoholik pije, gdy dzieje się źle, gdy dzieje się dobrze albo żeby coś się działo. Przede wszystkim jest to książka o tym, że alkohol pozwala na chwilę uciec od siebie i stuningować tożsamość na wynos („Wychodziłam i nagle z osoby typu depresyjna nastolatka na czarno, zamieniałam się w jakąś lwicę salonową, która przemawiała łaskawie i górnolotnie, i wszyscy myśleli, że jestem zarozumiała, podczas gdy ja w środku czułam, że mnie nie ma w ogóle, ewentualnie szukam swojej matki gdzieś po łąkach i mam trzy lata”). O tym, że człowiek uzależniony ma wdrukowany styl życia, jeden schemat i ten schemat zawarty jest w butelce, przy butelce, o butelce i wszystkich innych przypadkach. I nie potrafi pomyśleć nawet o tym, wyobrazić sobie, że „już nigdy ani kropli” („No i co teraz, kurwa? Mam zamienić imprezy piątek/sobota na spotkania anonimowych alkoholików i anonimowych narkomanów? Na Klub Rodzin Abstynenckich «Ostoja», gdzie mężczyźni w swetrach i kobiety w kozakach siedzą przy paluszkach?”). O tym, że w ramach systemu pomocy ludziom uzależnionym pomagają uzależnionym młodociane absolwentki psychologii, które przeczytały osiem podręczników i szesnaście artykułów, ale i tak wiedzą procent (promil) tego, co wie ten, który biegł bez kurtki w styczniu do monopolowego tuż przed zamknięciem. O nieadekwatności procedur i odrealnionych poradach w rodzaju „nie używaj perfum z alkoholem” albo „unikaj miejsc, w których piłeś i ludzi, z którymi piłeś”, bo każdy alkoholik pił z każdym i wszędzie, więc musiałby się wyprowadzić na Gobi. I że wszyscy są uśrednieni, że nie wolno być swoistym, bo nie ma ludzi, tylko przypadek oznakowany literą i numerem w światowym wykazie jednostek chorobowych. Wreszcie o tym, że alkohol jest jedną z danych, ale do równania pod tytułem: „muszę sobie zrobić lepiej czymś z zewnątrz” podstawić możesz inne zmienne: solarium, gry komputerowe, serial telewizyjny, dietę, seks. No właśnie. 4. Kac Jest to kawał żywego mięsa, temat niezaprzeczalnie ważny i wciąż za mało obecny w wersji nie ucukrowanej. Natomiast w wypadku książek tego typu dzieje się z czytelnikiem to, co z widzem oglądającym występ niewidomego śpiewaka – staje się zakładnikiem kontekstu, zakładnikiem tematu. Bo mimo wszystko książka Małgorzaty Halber, choć sprawna językowo, nie jest wybitną literaturą. Irytuje zwracanie się do czytelników per „wy”, per „zaraz tu państwu powiem, jak JEST”. Trąci to mentorskim wdrapywaniem się na ambonę. Kompozycyjnie jest to opowieść chaotyczna, często powtarzająca się, samozapętlająca, rozwodniona, a postacie współwystępujące z Krystyną są tekturowe, potraktowane szkicowo, więc nieprzekonujące. Istnieje wiele skrótów myślowych jasnych dla autorki, a dezorientujących czytelnika. Stylistycznie zdarzają się niezgrabności i oczywistości. Deklaratywność jest najsłabszą cechą tej książki: „Ponieważ w środku jesteś spiętym, wystraszonym ciałkiem, które wolałoby porozumiewać się z otoczeniem za pomocą dziwnych dźwięków, a nie zdań wielokrotnie złożonych z orzeczeniem, bo przecież słowa nie oddają stanów emocjonalnych i nie są zdolne wyrazić tego, co najważniejsze, oraz ponieważ nie za bardzo masz z kim podzielić się tą refleksją”; „wstyd mi zapycha klatkę piersiową”, „pilotka nocy”. Na koniec cała opowieść traci rozpęd i w zasadzie sama siebie neguje, bo wiemy już, że picie i branie jest złe, a i tak Krystyna czasem wraca sobie do nałogu. Owszem, powiedziane jest, że nawroty są tabu i stwierdzenie, że się zdarzają większości uzależnionym, jest próbą egzorcyzmowania tego tabu. Niemniej nie ma próby reinterpretacji tego tabu, dookreślenia przyczyn i skutków. Rzecz opisana na trzystu stronach nagle urywa się w próżni: „I w połowie lipca stwierdziłam, że to już musi być koniec. Jedyna poradnia, która mogła mi pomóc, ma w nazwie MONAR. Chodzę tam do dziś. Ale w dalszym ciągu jeśli jestem zmęczona i poczuję ten zapach, to nie umiem się powstrzymać. To nie chcę się powstrzymywać. Nie powstrzymasz mnie. To jest prawda o tabu. Przeczytaj to i przytul mnie”. I to jest właśnie szantaż emocjonalny na czytelniku. Jak można oceniać kogoś, kto chce, byśmy go przytulili? Myślę też, że „Najgorszy człowiek świata” jest zachowawczą książką, która nie wykorzystała swojego potencjału. Halber pokazuje picie w wersji unisex, wbrew wstępnym oczekiwaniom. Bo picie kobiece nie jest tym samym, co picie męskie, nie można udawać, że to jest jedno i to samo, bo – jak już zostało powyżej powiedziane – są to dwie skrajnie różne opresje. Kalectwo systemu pomagania uzależnionym w Polsce zostało ledwie poruszona. A szkoda, bo metody pracy z osobami uzależnionymi są przestarzałe, w ludzkich duszach dłubać mogą ludzie, którzy skończyli zaocznie psychologię w wieku lat 40, i są to ludzie, nad którymi tak naprawdę nie ma żadnego nadzoru. Nie ma systemu zapobiegającego nadużyciom władzy/wiedzy ze strony terapeutów, nie ma superwizji. Gdyby użyć nomenklatury analizy transakcyjnej, należałoby powiedzieć, że niezmiennie od kilkudziesięciu lat terapeuci grają z podopiecznymi w jedną i niezmienną grę: „nie jesteś okej”; grę, w której terapeuta jest osądzającym Rodzicem, a pacjent – Dzieckiem, więc emocjonalnym petentem. Nie ma partnerstwa, nie ma dialogu. Racja jest jedna. I to jest więcej niż groźne. Język jest emocjonalny, bez dystansu i dyscypliny. Wynika to z wielokrotnie podkreślanego rysu autobiograficznego książki. Wewnętrzna cenzura jest wtedy dużo trudniejsza. To książka zachowawcza i w półkroku. Ani poradnik, ani pamiętnik, ani powieść. Półśrodek. Autobiografizm jest konwencją, do której zostaliśmy zaproszeni. Nie stanowi jednak przepustki do istotności. Talent zaczyna się tam, gdzie kończy zgrabne sprawozdanie. Pióro Halber tak naprawdę zweryfikuje kolejna, fabularna książka. Małgorzata Halber, „Najgorszy człowiek na świecie” Znak Literanova Kraków 2015
Alkoholik pije coraz więcej i częściej, stopniowo skracając przerwy w piciu. Na tym etapie choroby picie spowodowane jest przymusem, a brak alkoholu w życiu codziennym jest niezwykle trudny do zniesienia. Trzecia faza alkoholizmu to faza chroniczna (faza przewlekła). Na tym etapie choroby pojawiają się długie ciągi alkoholowe.
Najpoważniejszym skutkiem niekontrolowanego picia alkoholu jest śmierć. To ostateczna przegrana walki z tą poważną chorobą. Zanim ona jednak nastąpi, nadmierne spożycie alkoholu sieje spustoszenie w naszym organizmie. Skutkiem ciągłego picia alkoholu mogą być stałe uszkodzenia organów wewnętrznych i mózgu. Skutki alkoholizmu dotykają także naszego otoczenia – relacji, rodziny, pracy. Czym jest uzależnienie? Jeśli czytałeś już kilka naszych postów, z pewnością zdążyłeś natknąć się na definicję uzależnienia, a może nawet cały post o tym, czym uzależnienie jest. W takim razie, możesz śmiało przejść do następnej sekcji. Zamieszczamy tutaj tę definicję ponownie, aby każdy nowy czytelnik mógł bez problemu zrozumieć tekst. APA (American Psychiatric Association) definiuje uzależnienie jako chorobę mózgu polegającą na kompulsywnym używaniu jakiejś substancji pomimo negatywnych konsekwencji. Mówimy wtedy o uzależnieniu chemicznym, a więc od danej substancji. Niestety, możemy uzależnić się od praktycznie wszystkiego, także hazardu, zakupów, pornografii czy adrenaliny. Takie uzależnienie nazywamy behawioralnym – chodzi tutaj o kompulsywne powtarzanie jakiejś czynności. Krótkotrwałe skutki picia alkoholu Nie trzeba być alkoholikiem, aby doświadczyć przykrych skutków nadmiernego spożycia alkoholu. Nasza wątroba może, z reguły, uporać się z jedną standardową dawką alkoholu na godzinę. Oczywiście, każdy przypadek jest indywidualny i nasza zdolność do metabolizowania alkoholu zależy od naszej wagi, wieku, płci czy stanu naszej wątroby. Krótkotrwałe skutki picia alkoholu to, między innymi: Skutki długotrwałego spożycia alkoholu A jak alkohol działa na nas, kiedy jesteśmy już uzależnieni i spożywamy alkohol często i dużo? Długotrwałe nadużywanie alkoholu prowadzi do stałych zmian w ciele i w mózgu, takich jak: Skutki picia alkoholu – dla ciała Choroba alkoholowa, jak widzimy powyżej, uderza w całe ciało, jednak są w nim miejsca, które mogą ucierpieć najbardziej. Takim miejscem, a właściwie częścią nas jest nasz szkielet – alkohol zaburza przyswajanie wapnia, który jest budulcem zdrowych kości. Jego niedobór może prowadzić do osteoporozy, a więc zwiększa łamliwość kości. To oznacza ogromny ból, a nawet niepełnosprawność. Nasz centralny system nerwowy także może mocno ucierpieć. Nadużywanie alkoholu prowadzi do niedoboru witaminy B1, który może skutkować zespołem Korsakowa (zwanym także zespołem Wernickego-Korsakowa oraz encefalopatią Wernickiego). To zaburzenie mózgu, którego objawami są brak koordynacji, niekontrolowane ruchy gałek ocznych, dezorientacja. Może prowadzić do trwałego uszkodzenia mózgu i śmierci. Nadmierne spożycie alkoholu dotyka także nasz układ rozrodczy. Może prowadzić do zaburzeń erekcji i nieregularnych miesiączek, a także obniżonej płodności. Jeśli jesteś w ciąży, a kontynuujesz picie alkoholu, wzrasta ryzyko poronienia oraz śmierci płodowej lub wystąpienia u dziecka FASD (Spektrum Płodowych Zaburzeń Alkoholowych). Nadużywanie alkoholu prowadzi również do poważnych problemów sercowych. Wspomnieliśmy o nadciśnieniu, udarze, arytmii i przeroście komory sercowej, ale innymi konsekwencjami są zatory żylne, zakrzepy, trudności serca w prawidłowym pompowaniu krwi w ciele, a także atak serca. Nasz układ trawienny może zostać poważnie uszkodzony przez nadużywanie alkoholu. Wspomnieliśmy o konsekwencjach dla wątroby – jej otłuszczenie, alkoholowe zapalenie, a nawet marskość i nowotwór. Alkohol może uszkodzić ściany żołądka i powodować zwiększoną produkcję kwasu żołądkowego, czego następstwem mogą być wrzody. Nadmierne spożycie alkoholu prowadzi do zaburzeń metabolizmu (czego następstwem może być hiperglikemia i cukrzyca) i przyswajania wartości odżywczych, witamin i minerałów, które są nam potrzebne do prawidłowego funkcjonowania. Nasza trzustka pod wpływem alkoholu produkuje szkodliwe dla nas substancje, co skutkuje zapaleniem trzustki oraz problemami gastrycznymi. Skutki picia alkoholu – dla mózgu A co z naszym mózgiem i psychiką? Wiemy, jak wyglądają skutki nawet jednorazowego obfitego spożycia alkoholu, np. na imprezie. Czujemy się zdezorientowani, nie możemy się skupić. Nasz osąd społeczny i zdrowy rozsądek znikają i możemy podejmować decyzje, których będziemy żałować. A jakie są długotrwałe skutki nadużywania alkoholu dla naszego mózgu? Może powodować trwałe uszkodzenie mózgu i ingeruje w szarą i białą materię, ale jak jeszcze może nas skrzywdzić? Trzeba wiedzieć, że alkohol to dla naszego mózgu depresant, chociaż niektórzy mogą doświadczać też ekscytacji, co może wiązać się z zanikiem zahamowań. Jest to jednak powierzchowne. W rzeczywistości skutkiem długotrwałego picia alkoholu jest depresja i zaburzenia lękowe, zaburzenia afektywne dwubiegunowe, schizofrenia, zaburzenia snu i inne zaburzenia psychiczne. I odwrotnie – te choroby mogą zwiększyć ryzyko alkoholizmu, np. kiedy używamy alkoholu jako metody “samoleczenia”. Zatrucie alkoholowe Nadmierne picie alkoholu może prowadzić do zatrucia alkoholowego, a więc wysokiego stężenia alkoholu we krwi. Może to skutkować trwałym uszkodzeniem mózgu, a nawet śmiercią. Pamiętaj, że stężenie może rosnąć, nawet kiedy osoba przestała już pić lub straciła przytomność. Jeśli zauważysz u siebie lub kogoś innego poniższe objawy, natychmiast zadzwoń po pogotowie: Pamiętaj, póki żyjesz, nigdy nie jest za późno, aby rozpocząć leczenie. Jeśli podejrzewasz, że możesz być uzależniony od alkoholu, koniecznie skontaktuj się ze specjalistą, aby zdiagnozować Twoją chorobę i ustalić dopasowany do Twoich potrzeb plan leczenia.
For Her. Mój brat był alkoholikiem. Jego śmierć nauczyła mnie jak pokonać gniew. Po raz ostatni widziałam Jima dwa tygodnie przed jego śmiercią. Był pijany. Jego życie i śmierć skłoniły mnie, bym na nowo przyjrzała się sobie i swojej wierze. Wiadomość o śmierci mojego 38-letniego brata nie była żadną niespodzianką.
Gascoigne idzie tropem Besta. Zapije się na śmierć? Data utworzenia: 11 lipca 2013, 18:00. Wydaje się, że tylko cud może uratować Paula Gascoigne'a. Słynny były piłkarz znów zaczął ostro pić. W tym tygodniu trafił do szpitala. Jego przyjaciele nie mają wątpliwości: zapije się na śmierć. Podobnie jak zrobił to George Best. Paul Gascoigne Foto: Bulls W dzisiejszym wydaniu brytyjska bulwarówka The Sun zaapelowała do właścicieli barów i sklepów z alkoholem: nie sprzedawajcie Gascoigne'owi alkoholu! W innym wypadku nie będzie już odwrotu. Anglik wielokrotnie próbował się leczyć, ale za każdym razem było podobnie. Wracał do butelki i długo się z nią nie rozstawał. Pił na umór, podobnie jak przed laty George Best. Była żona Walijczyka Georgie Best: – To podobna sytuacja jak z Georgem. Ludzie nie chą odmawiać legendzie. To dla nich zaszczyt, że mogą z kimś takim się napić, postawić mu drinka. Pamiętam, że były takie sytuacje, kiedy George stał w barze pijąc i jednocześnie prosząc, aby mu nie polewać. Krzyczałam często do barmanów, że pomagają mu się zabić. Gascoigne, kiedy nie jest zamknięty w ośrodku odwykowym, pije niemal cały czas. W ostatnim miesiącu przeszedł operację biodra. Tydzień temu został zatrzymany na stacji kolejowej Stevenage, gdzie miał napaść po pijaku na swoją byłą żonę Sheryl. Zobacz także Kilka dni temu został znaleziony przed jednym z londyńskich hoteli, oparty o śmietnik. Z kieszeni wystawały dwie butelki ginu... W przeszłości potrafił wypić jeszcze więcej: stracił przytomność po 32 kieliszkach whiskey. Gascoigne jest na równi pochyłej. Czy zdoła się jeszcze podnieść? /7 Bulls Paul Gascoigne zniszczony przez alkohol /7 Bulls Paul Gascoigne /7 Bulls Paul Gascoigne jest wciąż idolem wielu kibiców /7 AP Paul Gascoigne to były piłkarz Newcastle /7 Bulls Gascoigne wychodzi z ulubionego miejsca...sklepu monopolowego /7 Imago / East News George Best: wielki piłkarz z wielkim nałogiem /7 Imago / East News George Best zmarł 25 listopada 2005 roku Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:
Ustalmy jedno: czas wyjąć kijek, nie zawrócisz nim Wisły. Twój mąż ma poważny problem, którego nie chce dostrzec. Tak to zwykle działa. W większości przypadków alkoholik prędzej zapije się na śmierć, nim przyzna, że jest alkoholikiem. Nie chcę Cię martwić, ale w tej chwili trudno mi sobie wyobrazić Waszą świetlaną przyszłość…
W czasie pandemii pije się jeszcze lepiej. Nie ma szefa, który każe chuchnąć, jest za to lęk o przyszłość. Co szkodzi wziąć piwo już do obiadu? Nastąpiło nieznane dotychczas umasowienie picia i społeczne na to przyzwolenie. Polacy piją alkohol jak wodę, oranżadę, napoje chłodzące – mówi prof. Marcin Wojnar, kierownik Katedry i Kliniki Psychiatrycznej na Uniwersytecie Medycznym w Warszawie. Główny Urząd Statystyczny właśnie podał, że w roku 2019 Polak wypił 9,78 litra alkoholu w przeliczeniu na czysty spirytus. To o 0,23 litra więcej niż rok wcześniej, największy przyrost od kilku lat. – Ale wie pan, co jest najgorsze? Że państwo nic sobie z tego nie robi. Przywiązanie do alkoholu w Polsce przypomina przywiązanie do broni w USA, jest jakimś narodowym mitem, gwarantem wolności. Nie wyobrażamy sobie, żeby państwo mogło zaingerować w ograniczenia sprzedaży. A to duży błąd.
.
  • ekq68wg4fl.pages.dev/93
  • ekq68wg4fl.pages.dev/769
  • ekq68wg4fl.pages.dev/915
  • ekq68wg4fl.pages.dev/41
  • ekq68wg4fl.pages.dev/726
  • ekq68wg4fl.pages.dev/134
  • ekq68wg4fl.pages.dev/800
  • ekq68wg4fl.pages.dev/742
  • ekq68wg4fl.pages.dev/706
  • ekq68wg4fl.pages.dev/561
  • ekq68wg4fl.pages.dev/926
  • ekq68wg4fl.pages.dev/279
  • ekq68wg4fl.pages.dev/965
  • ekq68wg4fl.pages.dev/898
  • ekq68wg4fl.pages.dev/57
  • kiedy alkoholik zapije się na śmierć