Wydawnictwo Vesper specjalizuje się w książkach historycznych i literaturze grozy (zarówno klasyka, jak i now(sz)e utwory), choć w ofercie nie brak i tytułów z innych gatunków. Jesień mnie dojechała i po prostu się ostatnio nie wyrabiam. Przez jakiś czas próbowałam nadganiać na bieżąco, ale przychodzi taki moment, kiedy muszę po prostu przebudować i porządnie zaplanować najbliższe tygodnie. To po prostu trochę prawdy o tym, jak nawet na co dzień zorganizowane życie może wymknąć się nieco spod kontroli. Mniej dramatu więcej brokatu Na szczęście w ostatnich tygodniach nie działo się nic bardzo złego czy poważnego. Zwyczajnie dopadł mnie jesienny zapierdziel. I to pięknie pokazuje, że to wcale nie kwestia organizacji. I jasne, planowanie bardzo pomaga ogarnąć dużo rzeczy na raz, ale wcale nie gwarantuje sukcesu. Dlatego teraz chcę te plany przebudować żeby pomieścić wszystko, na czym mi zależy. I do tego muszę zrobić kilka kroków. Ogląd obecnej sytuacji To jest ten krok, który mnie najbardziej stresował. Bo przyznanie tego ile rzeczy obecnie się dzieje i muszę je pomieścić w grafiku miało potencjał żeby mnie ostatnie przytłoczyć. Z jednej strony, mam sporo pracy przed końcem roku, wykonuję też chwilowo obowiązki innej osoby, która jest na urlopie. Oprócz tego dalej na bieżąco mam lekcje francuskiego. Bardzo mocno też cisnę kwestię godzin na prawie jazdy. Mam też na talerzu kilka projektów i pomysłów, które chcę wcielić w życie. A poza tym mam już sporą listę bieżączki, czyli taki drobnych zadań, które powinnam ogarnąć. W rezultacie zebrało się tego trochę, ale rozpisanie tej listy mocno pomogło. Plan na najbliższe tygodnie Plan poprawy tej kryzysowej sytuacji zaczęłam od ogarnięcia ram czasowych. W grudniu wyjeżdżamy na święta, musimy przetransportować się do PL między moimi dyżurami. Zostało więc zaledwie nieco ponad dwa tygodnie. Przez resztę roku będziemy się skupiali na rodzinie i przyjaciołach, więc nie traktuję tego jako bardzo produktywnego okresu. Dlatego znając obecne obciążenia i linię czasową, mogę zrobić plan, który ma szansę pozwolić mi zrobić wszystko bez fundowania sobie załamania nerwowego. Bliski wyjazd powoduje, ze muszę uzgodnić kwestie praktyczne w pracy, upewnić się, że mam wszystkie swoje rzeczy na wyjazd, zrobię odpowiednie zakupy i upewnię się, że prezenty zostały chociażby zamówione. Resztę bieżących zadań muszę spriorytetyzowac (np. kwestie zdrowotne najpierw), a te na które nie wystarczy mi czasu, zaplanuję po nowym roku. Nie wyrabiam się, bo doba nie jest z gumy, i nie zamierzam udowadniać, że jest inaczej. Wolę racjonalny plan. Zacznę od tego żeby się wyspać Nie wyrabiam się też dlatego, że jestem ostatnio przemęczona. Więc dobrym początkiem do realizacji planu będzie po prostu zadbanie o to, żebym miała na niego siłę. Tak wygląda w praktyce moje ogarnianie kuwety jak życie delikatnie wymknęło mi się spod kontroli. A jak Ty sobie radzisz? Mniej ekranu, więcej rodziny. 68 598 osób lubi to · 2389 osób mówi o tym. Celem inicjatywy "Mniej ekranu, więcej rodziny" jest zachęcenie do rozsądnego korzystania z mediów cy Mniej ekranu, więcej rodziny akt - Część utworu dramatycznego, wydzielona ze względu na zamknięty odcinek akcji. Zwykle kończy się zdarzeniem istotnym dla dalszego jej przebiegu., scena - Część aktu, wyodrębniona ze względu na liczbę biorących w niej udział postaci. Pojawienie się lub odejście postaci jest granicą między scenami., tekst główny - Wypowiedzi bohaterów w utworze dramatycznym., tekst poboczny (didaskalia) - Komentarze i wskazówki autora dotyczące czasu i miejsca akcji, gry aktorów, kostiumów, rekwizytów, dekoracji., dialog - Rozmowa dwóch lub więcej postaci., monolog - Dłuższa wypowiedź jednej osoby, stanowiąca całość znaczeniową., dramat - Jeden z trzech rodzajów literackich, obejmujący utwory pisane z myślą o wystawieniu na scenie. Zwykle utwór podzielony jest na akty i sceny. Główne gatunki dramatu to tragedia i komedia., komedia - Gatunek dramatu,w którym występują zabawne postaci i sytuacje, a akacja- nieskomplikowana i nasycona komizmem- kończy się szczęśliwie., tragedia - Gatunek dramatu, którego treść zwykle dotyczy poważnego problemu,a rozwój akcji oparty jest na istnieniu sprzecznych racji (konfliktu), spośród których nie można dokonać jednego słusznego wyboru. Zmagania bohatera prowadzą do jego klęski (często śmierci). Istotnym elementem w konflikcie jest ingerencja sił wyższych (bogów, losu, praw natury)., tragizm - Konflikt równorzędnych wartości moralnych (konflikt tragiczny), wśród których nie ma możliwości wyboru, gdyż każda decyzja prowadzi do klęski. Bohaterem jest zwykle jednostka. działająca świadomie w imię wielkiego i szlachetnego celu. Ponosi klęskę, ponieważ zmaga się z siłami wyższymi (bogowie, władcy, siły natury, fatum, racje moralne)., komizm - Cecha zjawisk przedstawionych w utworze, które budzą w odbiorcy wesołość i śmiech. Często ma charakter dydaktyczny i wykorzystywany jest do krytyki zjawisk i zachowań ludzi. Wyróżnia się komizm: sytuacyjny, postaci (charakterologiczny) oraz słowny (językowy)., Ranking Ta tablica wyników jest obecnie prywatna. Kliknij przycisk Udostępnij, aby ją upublicznić. Ta tablica wyników została wyłączona przez właściciela zasobu. Ta tablica wyników została wyłączona, ponieważ Twoje opcje różnią się od opcji właściciela zasobu.
To mój sposób i jestem z niego zadowolona. -- Moje nowe motto życiowe: Mniej dramatu, więcej brokatu! Czytaj więcej Cz, 14-09-2023 Forum: emama - Re: Odnośnie sprzątania kuchni - szmatki, ręcznik; Re: Kuria dystansuje się od oświadczenia ws. orgi falofilia.falofilia1 napisał: > Kiedy "KLER 2" ?
- Ciałopozytywność nie polega na tym, że siadasz na kanapie i stwierdzasz: „Nie podoba mi się, jak wyglądam, ale nie chcę nic z tym robić”. To nie jest czapka-niewidka, pod którą masz ukryć problemy, a samoakceptacja przy jednoczesnej pracy nad sobą – mówią Ewa Zakrzewska – modelka plus size, stylistka, autorka bloga Ewokracja i Daria Papis – modelka plus size, prowadząca kanał ToTalnie na YouTube. Spis treści"Co by było, gdyby…?" Nie! Działaj tu i teraz"Masz ciało? Jesteś atletą!""Ojej, ważysz tak dużo? Wszystko w porządku ze zdrowiem? A ty co taka chudziutka? Nie znikniesz zaraz?"Mniej hejtu, więcej miłości. Mniej dramatu, więcej brokatuJak się (nie) ubierać? Jesteś osobą plus size, która niemało czasu spędza na Instagramie i przeglądaniu filmów na YouTube, a niekiedy zerknie i w telewizor? Jest duża szansa, że nazwiska Ewy Zakrzewskiej i Darii Papis są Ci znane. Zwłaszcza jeśli wybierasz konkretne programy po to, by w końcu zobaczyć w nich dziewczyny w podobnym rozmiarze, a social media przeglądasz, by odnaleźć inne osoby należące do plus-size’owej społeczności. - Chociaż powiedzmy sobie szczerze: Co to znaczy - rozmiar plus size? Nie możemy wsadzać wszystkich kobiet noszących ubrania większe niż 38 to jednego worka. W modzie, bez względu na rozmiar, chodzi o to, żebyś umiała dobrać ciuchy do siebie – te, które najlepiej będą się prezentować właśnie na tobie. Nieważne, czy jesteś klepsydrą, jabłkiem czy gruszką, zawsze można coś ukryć i coś wyeksponować, by wyglądać i czuć się kobieco – mówi Ewa Zakrzewska. Autor: Daria Papis (po lewej) i Ewa Zakrzewska (po prawej) "Co by było, gdyby…?" Nie! Działaj tu i teraz Ale jak to zrobić, aby zbudować to poczucie kobiecości i pewności siebie w świecie, który preferuje rozmiar XS nad XL? - Zawsze o swoje życiowe niepowodzenia "oskarżałam" swoją wagę. Nie mam faceta, nie mam dobrej pracy? To wina mojego rozmiaru, a nie podejścia. Dla mnie przykładem od zawsze jest mama: bardzo kobieca, dbająca o siebie osoba. Też plus size. Kiedy idzie ulicą, faceci się ze nią oglądają, jest elegancka, a przy tym skromna. Przeprowadziłyśmy wiele rozmów, otrzymałam od niej masę wsparcia. W końcu stwierdziłam, że skoro mama mnie wspiera, skoro tyle osób mówi mi, że jestem ładna, lubię się malować, bawić modą, to czas zacząć to robić na co dzień, a nie myśleć o tym, że może bym tak robiła, gdybym była szczuplejsza – mówi Daria. Ewa przez kilka lat mieszkała w Anglii. W Polsce była "za gruba", żeby pracować jako kelnerka (choć będąc nastolatką to właśnie robiła, miała więc doświadczenie), jej angielski dla ewentualnych polskich pracodawców nie był wystarczający. - Jeden pan podczas rozmowy kwalifikacyjnej dał mi wyraźnie do zrozumienia, że „sorry, ale z takim wyglądem cię nie zatrudnię”. Wyszłam stamtąd z płaczem. W Anglii po raz pierwszy szukałam pracy na wyspie Jersey. Zabronione jest tam dodawanie zdjęcia do CV, żeby nikogo na podstawie wyglądu nie dyskryminować. Trochę się obawiałam pierwszych spotkań z pracodawcami, ale… nie było żadnego problemu. Mój angielski nagle okazał się na tyle dobry, że spokojnie mogłam pracować z klientami, mój rozmiar nie był żadną przeszkodą, żeby pracować w sklepie odzieżowym. Usłyszałam za to, że jestem naprawdę amazing! A koleżanka, z którą pracowałam, stwierdziła: Weź Ty się jakoś ubierz! Ciągle tylko te bojówki i cortezy, fryzura nie wiadomo jaka. Masz pieniądze, kup coś sobie. I tak doczekałam się swojej pierwszej w życiu bluzki z dekoltem. Okazało się, że w Anglii rozmiarowo jestem gdzieś pośrodku, że są na mnie ciuchy w sklepach. To było niesamowite. Wkręciłam się w to na tyle, że zaczęłam wysyłać do Polski paczki po 50 kg, na serio zainteresowałam się modą. "Masz ciało? Jesteś atletą!" Wraz z większą samoakceptacją przychodzi również przekonanie, że warto dbać o siebie, bo po prostu się chce, a nie z podejściem: to na pewno będzie przymus i niekończąca się katorga. Choć początki mogą być trudne. Jak mówi Ewa Zakrzewska: - Kiedy zaczęłam chodzić na siłownię, trener wysłał mnie na badania, żeby lekarz ocenił stan mojego zdrowia, ale i pomógł na tej podstawie określić, które ćwiczenia są dla mnie mniej lub bardziej wskazane. Wybrałam się na prywatną wizytę i... zostałam jedynie zmierzona i zważona. Przyniosłam ze sobą wszystkie papiery, a on nawet w nie nie zajrzał. Stwierdził, że jestem otyła i to jest mój problem. A przecież właśnie chciałam coś w tej sprawie zrobić. Zgłosiłam skargę do jego szefa, który znów zważył mnie i zmierzył, podając przy okazji numer telefonu do kolegi zmniejszającego żołądki. Nie dostałam żadnych wskazań – czy mogę wykonywać skłony, skrętoskłony? A może trenować crossfit? Zważyć się i zmierzyć mogę przecież sama, a zapłaciłam za to naprawdę niemało pieniędzy. Najgorzej, gdy robi się coś, czego się nie lubi. Miałam kilku trenerów i nie do końca byłam zadowolona z formy ćwiczeń. Czułam presję, żeby robić to samo, co wszyscy. Większy stres, żadna przyjemność. Lubię ćwiczyć z ciężarkami i z maszynami, więc to się staram robić najczęściej. Choć zdarza się mi – jak pewnie każdemu -mieć przerwy w ćwiczeniach. W swoim najlepszym czasie trenowałam 5 dni w tygodniu. Ba! Nawet sambo – rosyjską sztukę walki, razem z mężem, który podstępem zabrał mnie na zajęcia grupy średniozaawansowanej zamiast podstawowej, ale dałam radę! Autor: Ewa Zakrzewska, fot.: Weronika Łucjan-Grabowska Daria dodaje: - Myślę, że w przypadku dziewczyn plus size największym problemem jest to, by przemóc się i w ogóle pójść na siłownię. W Polsce na siłowni można zobaczyć przede wszystkim osoby, które na pierwszy rzut oka nie wyglądają, jak by tej siłowni potrzebowały. I jak jesteś plus size, to myślisz, że na tych ćwiczeniach będziesz się wyróżniać wśród tych wszystkich miss international, które robią fotki na Instagram. Ja długo nie mogłam się na siłownię zdecydować. Najpierw zaczęłam chodzić na basen i po pierwszych próbach marzyłam, żeby tam utonąć, chciało mi się płakać. Później już poszło, zaczęłam się tym cieszyć. Na basenie czułam się dobrze, bo wmawiałam sobie, że to nic takiego, bo chociaż jestem w stroju kąpielowym, to jak się zanurzę, nikt mnie nie widzi. I wtedy mój mąż powiedział: "Jesteś nienormalna. Śmigasz w kostiumie i nie masz z tym problemu, a nie chcesz iść w dresie na siłownię". No więc poszliśmy – w samym centrum Mokotowa, w godzinach szczytu. I… było super. Widziałam dziewczyny mojej postury, babki w wieku mojej mamy. Tak naprawdę wszyscy mają gdzieś, że ja tam przyszłam i ćwiczę. Zajmują się sobą. I w końcu mnie też to, jak tam wyglądam, przestało interesować. Dlatego dziewczyny! Gorąco zachęcam, by się przemóc i spróbować iść na siłownię. Można na początek wybrać tę osiedlową czy tylko dla kobiet. Warto zadbać o swoje zdrowie, by jak najdłużej móc się nim cieszyć razem z bliskimi. Autor: Daria Papis, fot.: archiwum prywatne "Ojej, ważysz tak dużo? Wszystko w porządku ze zdrowiem? A ty co taka chudziutka? Nie znikniesz zaraz?" A co wtedy, gdy pojawiają się negatywne komentarze? - Najgorszy jest hejt w postaci fałszywej troski – mówi Daria. - Ktoś plus size może usłyszeć: „Jesteś gruba, niedługo umrzesz”, szczupłe osoby są za to według życzliwych „tak chude, że niedługo znikną”. Ludziom się wydaje, że jak komuś powiedzą: „ojej, zaraz znikniesz”, nie zranią tej osoby tak, jak obrażając kogoś o większych rozmiarach, ale tak nie jest. Weźmy na przykład Małgosię Rozenek – ma przecież świetną figurę, mogłabym pomyśleć: „Kurcze, wygląda jak milion dolców. Gdybym miała takie ciało, nie miałabym problemów”. Ale nie! Ona dostaje hejt za to, że jak ma psy, to rasowe, a nie ze schroniska, że jej mąż kopie piłkę i jest idiotą, a nawet w tak intymnej sprawie, jak jej kłopoty z zajściem w ciążę. Jak mówi Ewa: - Najgorzej, gdy hejt pojawia się ze strony bliskich, rodziców. Kiedyś pod jednym z moich postów pojawił się nieprzyjemny komentarz… od teściowej jednej z blogerek plus size, która na dodatek jest lekarzem! Wydawałoby się, że akurat ona powinna potrafić się przed czymś takim powstrzymać… Szanujmy się nawzajem po prostu jako dziewczyny, bez względu na rozmiar. W internecie moje obserwatorki czasem próbują mnie bronić, atakując szczupłe kobiety. Niekiedy też pojawia się w komentarzach spowodowane dużymi emocjami odszczekiwanie. I choć te dziewczyny stają po mojej stronie, usuwam ich wpisy. Nie do pomyślenia jest dla mnie, żeby bronić jedną osobę, atakując kogoś innego. Autor: NIKA Okuneva Mniej hejtu, więcej miłości. Mniej dramatu, więcej brokatu - Myślę, że najtrudniej jest młodym dziewczynom, nastolatkom. Sama żałuję, że gdy byłam w ich wieku, nie miałam takich nas - dziewczyn, które pokazują, że będąc plus size możesz lubić siebie i wyglądać super – mówi Daria Papis. Natomiast Ewa Zakrzewska zauważa: - Hejt w internecie jest tak srogi, że gdybym miała 13 lat, nie wiem, czy bym sobie poradziła. Przeciwko tym dziewczynkom są tworzone grupy, memy, body shaming jest mocny. I tak uważam, że u mnie jest spokojnie. Może też dlatego, że sama często wspominam o akceptacji dla każdego rozmiaru, że nie chodzi mi o promowanie otyłości. Zresztą, co to za zarzut? Czy spojrzałaś na moje zdjęcia, na mojego bloga, i od razu chciałaś przytyć? Raczej nie. Nie o promowanie otyłości, a o zdrowe podejście do siebie tu chodzi. Chciałabym zaprosić wszystkie blogerki, youtuberki, po prostu kobiety, które spotykają się z hejtem ze względu na rozmiar do uczestnictwa w naszej akcji – dodaje Ewa. Planowany jest prokobiecy event z udziałem dziewczyn w każdym rozmiarze. Na wydarzeniu będzie można kupić zaprojektowane przez Ewę Zakrzewską koszulki – i kobiece, i z pozytywnym przekazem. W promowanie akcji zostaną zaangażowane blogerki, youtuberki czy instagramerki, ale wydarzenie organizowane jest przede wszystkim nie z myślą o "zwykłych" dziewczynach. Nie tylko plus size, ale i tych które muszą się tłumaczyć, że "są niekobiece i nieapetyczne, bo takie szczupłe". Dochód ze sprzedaży koszulek zostanie przekazany na rzecz Fundacji Aż Sobie Zazdroszczę, kierowanej przez Aleksandrę Dejewską. Celem fundacji jest pomoc osobom z zaburzeniami odżywiania i depresją. - Niestety, jeśli chodzi o zaburzenia odżywiania, to znam ten problem. Całe życie odchudzałam się z nienawiści do siebie, nigdy nie pomyślałam o swoim zdrowiu. Przetestowałam chyba wszystkie możliwe diety, zawsze bojąc się efektu jojo. Teraz chcę pomóc innym dziewczynom tego uniknąć. Autor: Daria Papis, fot.: archiwum prywatne Jak dodaje Daria: - To będzie kobiece, intymne spotkanie, podczas którego dziewczyny będą mogły pogadać, zjeść coś w luźniej atmosferze. Ma im dodać pewności siebie, dać poczucie przynależenia do społeczności. W końcu będzie to coś namacalnego, a nie wirtualnego, i to bez dzielenia kobiet na obozy: nie ma szkieletorów, nie ma wielorybów. Takie podejście chciałybyśmy obalić. "Szkieletor" i "wieloryb" to sformułowania jednoznacznie pejoratywne, a co ze słowem: "gruba", "gruby"? Daria: - Pamiętam naszą wspólną wyprawę do Gdańska. Poszłyśmy z Ewą do jednej z sieciówek, która ma dział plus size. Chodziłyśmy po tym sklepie i chodziłyśmy, nie mogąc go znaleźć. W końcu podeszła do nas szczuplutka pani tam pracująca i zapytała, w czym może pomóc. Na to Ewa prosto z mostu: "Gdzie jest dział dla grubych ludzi?". Nieszczęsną kobietę, nieprzyzwyczajoną do takiej bezpośredniości, zupełnie zatkało. No to zainterweniowałam: "Dział plus size". "A, tak, tak, oczywiście. Już paniom pokazuje". Kiedyś miałam wobec słowa "gruba" dystans, teraz już jest on znacznie mniejszy, zwłaszcza kiedy nawzajem tak do siebie mówimy. Jednak uważałabym z takimi sformułowaniami wobec nowo poznanej osoby – niektórzy mogą po prostu nie chcieć być nazywani grubymi. Jak się (nie) ubierać? Ewa Zakrzewska od lat zajmuje się tą kwestią: - W sklepach nadal jest z ubraniami plus size problem. W Anglii zakup ciuchów w większych rozmiarach nie stanowi problemu, Polka plus size największy wybór ubrań znajdzie w internecie, i to najczęściej na zagranicznych stronach. Już niejednokrotnie zdarzało się, że będąc zaproszona jako gość, a nie modelka, do jakiegoś programu, sama musiałam przywozić ciuchy, z których stylista „coś wymyśli” albo ubierałam inne występujące w programie dziewczyny plus size. Bezpośrednio po powrocie z Anglii otworzyłam butik z ubraniami w większych rozmiarach. Z ciuchami pełnymi kolorów, różnych fasonów, z poradami stylistki. Wtedy to nie zadziałało, dziewczyny zachowawczo wolały wybrać worki. Myślę, że dzisiaj byłoby inaczej. Dlatego gdy przygotowywałam dwie kolekcje Tom&Rose starałam się, żeby nie były to legginsy i wyciągnięte t-shirty, które litościwie i wspaniałomyślnie sprzedaje się grubasom. Powstały dwie kobiece kolekcje – zestawy, które dowolnie można ze sobą łączyć. Daria: - Gdy pierwsza kolekcja weszła do sprzedaży, kupiłam płaszcz, którym chwilę potem zachwyciła się nim koleżanka z pracy. Poszła do sklepu 20 minut po mnie, ale wszystkie były już wyprzedane. Sama miałam problem z wyborem sukienki na wesele. W jednym ze sklepów konsultantka podała mi suknię w rozmiarze 36, kazała przyłożyć do siebie i wyobrazić sobie, jak będzie na mnie wyglądała… Nie chciałam odpuścić i kupować takiej sobie sukni, której jeszcze nie mogę przymierzyć. Kierowana syndromem księżniczki marzyłam, żeby moja suknia była zjawiska, z welonem katedralnym. Zaczęłam jej szukać w Anglii i Szwecji. I nagle okazało się, że nie tylko dostępne są moje rozmiary, ale że po raz pierwszy muszę skorzystać z klipsów do sukni, żeby te większe ze mnie nie spadały. Tam nie było pytań o to, czy w ogóle jest mój rozmiar, ale o krój. Z żadnym nie było problemu i kupiłam swoją wymarzoną suknię. Niestety dla wielu dziewczyn plus size po tych ślubnych poszukiwaniach najpiękniejszy dzień w życiu staje się koszmarem. Ewa: - Kiedyś zrobiłam testy i podzwoniłam po różnych salonach. Te kobiety nawet nie widziały mnie na oczy, ale gdy zapytałam o suknię typu syrenka w rozmiarze 46 lub 48, słyszałam, że chyba sobie żartuję. Że w tym rozmiarze w życiu by mnie nie ubrały w ten krój. Ja syrenki bym nie założyła, ale znam dziewczyny, które świetnie w niej wyglądają, a noszą rozmiar 46 czy nawet 52. To jest częsty problem. Na jednych z targów ślubnych pewna dziewczyna wspomniała, że sznurkiem przywiązali do niej za małą suknię… Często salony próbują wywierać na klientkach presję, np. „tylko dzisiaj trwa specjalna promocja i albo kupisz tę suknię teraz, albo nigdy”. Raz towarzyszyłam w zakupie koleżance i gdy stwierdziłyśmy, że sukni w za małym rozmiarze 38 jednak przymierzać nie będziemy, kobieta na naszych oczach przedarła kartkę z informacją o promocji i ostrzegła, że w tym rozmiarze to już nic później nie zdążymy uszyć. Akurat wchodziły inne klientki, więc głośno powiedziałam, że mamy wystarczająco dużo czasu, nikt nie musi wywierać na nas presji, bo to jest poniżej dna. Teraz, gdy jestem na targach ślubnych i pytam o większe rozmiary, przedstawicielom salonów jest głupio, że ich nie mają. Próbują się tłumaczyć, zapewniają, że uzupełnią braki. I myślę sobie: super, coś się zmienia. Daria: Pod każdym naszym filmem na YouTube na 10 komentarzy: "spoko, łapka w górę" pojawiają się takie: "Dzięki tobie pierwszy raz w życiu założyłam sukienkę, ubrałam kostium i pójdę na plażę. Tworzymy społeczność, w której dziewczyny czują się akceptowane, piękne. Dla takich chwil warto to robić". Pierwszy raz usuwany (skrobanie) w listopadzie 2007. Pod koniec 2008 okazało się, że znów się pojawił. Leczyłam się orgametrilem. niestety bez skutku w marcu br miałam znów wyłyżeczkowanie. Własnie się przed. Cz, 24-09-2009 Forum: Zdrowie kobiety - Polip endometrium - odrastanie.
Na święta Bożego Narodzenia w cerkwiach i w kościołach Białorusi pojawiają się cudowne skrzynki z rozpoznawalnymi postaciami z historii biblijnej — batlejki. To tradycja, która ma ponad pięćset lat. Chciałabym opowiedzieć, jakie historie pojawiają się w spektaklach tych malutkich teatrów, jak one wyglądały, kto brał udział w przedstawieniach. Twórcami i popularyzatorami teatru batlejkowego byli duchowni, którym zależało, by jak najwięcej osób przeszło na chrześcijaństwo, i, aby uczynić go bardziej przystępnym, uteatralizowali obrzędy kościelne. Dlaczego za pomocą lalek? Chodziło o uwolnienie religijnego przedstawienia od udziału człowieka, z jego obciążaną grzechem kondycją. Pojawienie się żywego wykonawcy wiązało się z przeniknięciem w dramaty liturgiczne i misteria elementów świeckich i komediowo-rodzajowych. Dla ilustracji historii biblijnych szukano więc nowych form, dzięki którym możliwe było przekazanie dogmatów religijnych w stanie pierwotnym i niepokalanym. Początkowo batlejkę odgrywano w cerkwi i obowiązkową częścią teatralnych przedstawień było narodzenie Chrystusa, które wpłynęło na religijnie-misteryjny charakter repertuaru teatru batlejkowego oraz powiązało go z kolędniczym cyklem Świąt Białorusi forma teatru ludowego batlejka albo betlejka (określenie to pochodzi od nazwy „Betlejem”) szeroko się rozpowszechniła w XVI wieku. Popularyzacji batlejki sprzyjała działalność jezuitów z ich sprawnie organizowanym programem teatralizacji obrzędów religijnych. Naukowcy i wykładowcy jezuickich kolegiów рisali sztuki dla teatru batlejkowego, inscenizowali je, sami również biorąc udział w przedstawieniach. Później tradycję tą przekazano wychowankom szkół brackich, którzy nosili skrzyneczki batlejkowe podczas kolędowania po chatach i ulicach, odgrywając historię religijną przed przechodniami, dzięki czemu pod koniec ХVII wieku batlejka staje się popularną formą teatru tematyka biblijna ustępuje miejsce ludowo-rodzajowej, w spektaklach pojawiają się charakterystyczne intermedia, postacie komediowo-satyryczne i archetypowe wątki teatru ludowego. Właśnie ten repertuar stał się podstawą teatru białoruskiego i zadecydował o jego oryginalnym kształcie. W dramacie batlejkowym zazwyczaj łączyły się dwa przeciwstawne kierunki: religijny (biblijno-misteryjny) i świecki (o charakterze ludowo-komediowym). Biorąc pod uwagę stylistyczne i artystyczne właściwości tekstów które są literacką podstawą spektakli, repertuar teatru batlejkowego składa się z trzech części: z dramatu religijnego związanego ze świętami Bożego Narodzenia, z dramatu o Królu Herodzie oraz ze scenek pierwsza, tak zwany Prolog, ukształtowała się na najwcześniejszym etapie istnienia batlejki i jest ciasno związana ze świętami bożenarodzeniowymi i kolędowaniem. Wśród scen, które w Prologu odgrywano najczęściej, było narodzenie Chrystusa i adoracja niemowlęcia przez Trzech Króli. Wykonywano też pieśni duchowe i kantyczki. Z czasem, w wyniku wzmocnienia wątków świeckich, biblijne opowieści stały się krótsze, jednak nadal spektakle w teatrze batlejkowym zaczynają się właśnie od jak i jak Prolog, opowieść o królu Herodzie ma charakter religijny, lecz w odróżnieniu od części pierwszej nie jest tak ściśle powiązana z kolędowaniem. Postaci tej opowieści stopniowo przeobrażały się w duchu ludowej tradycji: nie przypadkiem część ta, Król Herod, jest pomostem pomiędzy częścią stricte biblijną a scenkami rodzajowymi. Odegranie opowieści o Królu Herodzie było obowiązkową częścią przedstawienia batlejkowego, bez którego nie mógł się odbyć żaden pokaz, właśnie dlatego istnieje tak wiele wariantów tej sztuki. Jednak za najbardziej pełny badacze białoruscy uznali wariant odgrywany w obwodzie witebskim. Zazwyczaj historia rozpoczynała się od ogłoszenia nowiny o narodzeniu Jezusa. Król Herod odbierał tę wiadomość jako wyrok śmierci i dla zachowania władzy decydował się na rzecz straszliwą – nakazywał zabójstwo niewinnych niemowląt, ostatecznie jednak zbrodnie tę przypłacał własnym zróżnicowaną i nadzwyczajnie ciekawą częścią repertuaru tradycyjnego białoruskiego teatru lalek była część trzecia, składająca się ze scenek komediowych. W niewielkich, lecz pełnych sensu i humoru scenkach jak w lustrze odbijał się ludowy światopogląd i zasady życia społecznego. Fabuły przeważnie o charakterze satyrycznym opierały się o rodzajowe historyjki „z życia wzięte”, co pozwalało na wprowadzenie na scenę teatru batlejkowego całego szeregu wyrazistych postaci i charakterów oraz przybliżyło go do życia codziennego. Zazwyczaj wszystkie intermedia wykonywano w dolnej części batlejki, na batlejki polegała nie tylko na tematyce spektakli, lecz również na zewnętrznej formie sceny batlejkowej oraz na wykorzystaniu lalek różnego rodzaju. Według Historyji biełaruskawa teatra pod redakcją Uładzimira Niafioda (Mińsk, 1983) na terenie Białorusi istniało co najmniej pięć rodzajów skrzyń batlejkowych: skrzynie jednopoziomowe, dwupoziomowe, trzypoziomowe, skrzynie ze sceną dla teatru cieni oraz skrzynie dostosowane do potrzeb teatru najprostszą i najbardziej uniwersalną uchodzi batlejka jednopoziomowa wyglądająca jak skrzynia z nieruchomymi lalkami ustawionymi na tle panoramy. Podłoga w takiej batlejce zazwyczaj jest usłana futrem zajęczym, kurtynę podnoszono przed początkiem przedstawienia. Z czasem powstały symultaniczne batlejki tego typu, w których akcja odbywała się w kilku miejscach w skrzyniach piętrowych i dwupiętrowychorganizowano według tych samych zasad: na parterze mieścił się pałac króla Heroda, gdzie poza tradycyjnym misterium odgrywano też intermedia o treściach ludowo-komediowych; na górze przedstawiano stodołę, w której urodził się Chrystus, i odgrywano Prolog (narodziny Jezusa, przyjście Trzech Króli itd.); na drugim piętrze, wykluczonym z przestrzeni gry, znajdowały się statyczne obrazki o treści religijnej. Wewnętrzna konstrukcja piętrowych i dwupiętrowych batlejek była niezmienna, lecz zewnętrzny wygląd skrzyni miał mnóstwo wariantów. Niektóre przypominały cerkwie z wieżyczkami i kopułami, inne wyglądały jak zwykłe i najbardziej oryginalny wariant batlejki na terytorium Białorusi to żłób. Ten typ teatru był rozpowszechniony wyłącznie na Witebszczyźnie i znacznie się różnił od innych batlejek nie tylko budową i wyposażeniem technicznym, lecz również repertuarem. Zewnętrznie żłób był podobny do cerkwi z trzema kopułami, trzy sceny znajdowały się na dole, a jedna — na górze pośrodku. Z tych czterech przestrzeni scenicznych do gry wykorzystywano trzy, które mieściły się dookoła środkowej sceny na dole, na której ustawiano nieruchome lalki. Sceny do gry zakrywano przed widzem ekranami zrobionymi z papieru czy tkaniny impregnowanej tłuszczem. Główną właściwością techniczną żłobu było to, że łączył w sobie teatr cieni i mechaniczny średniowieczny teatr lalkowy. Pokazywany w żłobie repertuar miał charakter ściśle religijny: ograniczał się do biblijnych opowieści o narodzeniu Jezusa i misterium o Królu Herodzie, zaś rola osoby obsługującej batlejke sprowadzała się do mechanicznej obsługi piąty rodzaj ludowego białoruskiego teatru lalek to batlejka oparta o zasady teatru marionetek. Zdarzało się, że piętrowe skrzynie takiej batlejki sięgały nawet metra wysokości. Na górze konstrukcję wieńczyła zielona strzecha w kształcie piramidy, którą łatwo było demontować. Wszystko było podporządkowane potrzebom teatru marionetek ze specjalnym systemem poruszania lalkami od góry. Rozmiary lalek były niewielkie, do rąk i nóg mocowano nici przywiązane do kołków, które łączyły się z żelaznym łukiem mieszczącym się pod strzechą batlejki. Dzięki temu urządzeniu odbiorca nie widział, w jaki sposób wprowadzano lalki w ruch. Główną i najbardziej rozpowszechnioną konstrukcją w ludowej batlejce była lalka na szpieni. Szpienia to drewniany bądź metalowy patyk, na którym mocowano lalkę. Lalka na patyku poruszała się wzdłuż rowków wyciętych w podłodze sceny, co pozwalało jej lekko zmieniając kierunek ruchu. Na końcu szpieni zazwyczaj robiono drewniany uchwyt, by ułatwić kierowanie lalką. Jeśli chodzi o ekspresyjne możliwości lalek, to jedną rękę zazwyczaj mocowano przy korpusie. Tę ręką lalka zazwyczaj „trzymała” różne rekwizyty. Druga ręka swobodnie wisiała wzdłuż korpusu. W niektórych batlejkach ręce lalki mocowano na zawiasach przy ramionach, co zwiększało dynamikę i wyrazistość pierwszych etapach tworzenia lalki rzemieślnicy dążyli do nadania im cech postaci charakterystycznych. Próbowali oddać charakterystyczny wyraz twarzy lub różnicować rozmiary korpusu, jednak najważniejszym elementem, który wpływał na identyfikację postaci, był strój. Ubrania lalek, które uczestniczyły w prologu i opowieści o królu Herodzie, były bardziej kanonizowane. Niektóre tradycje artyści ludowi przekazywali przez pokolenia. Zazwyczaj lalki ubierano w długie suknie z wełny czy brokatu. Oprócz tego często wykorzystywano złocisty papier. Za pomocą pazłotka upiększano stroje anielskie lub elementy ubrań innych postaci, na przykład mankiety czy korony określające wygląd lalek uczestniczących w ludowych scenach batlejki były mniej rygorystyczne. Najczęściej wszystkie kostiumy były malowane i cechowały się wysokim stopniem umowności. Stroje tej części przedstawienia batlejkowego zawsze odpowiadały rzeczywistości, modzie i społecznemu pochodzeniu wiekach ХІХ i ХХ teatr batlejkowy przestał cieszyć się taką popularnością, jak w poprzednich stuleciach, zachowała się na terenie Białorusi tylko w niektórych miejscowościach. Z jednej strony jest to związane z polityką: satyryczny charakter spektakli nie odpowiadał potrzebom miejscowej władzy, a w państwie sowieckim zakazywano spektakli o religijnej treści. Z drugiej strony amatorska batlejka odchodziła na drugi plan wraz z rozwojem teatru zawodowego. Dzisiaj zainteresowanie batlejką rośnie, zarówno wśród zawodowców, jak i w środowisku teatrów amatorskich. Szczególną popularnością cieszy się batlejka z udziałem dzieci i nastolatków. W takich przypadkach repertuar i forma zewnętrzna pozostają tradycyjne, lecz szczerość i bezpośredniość dzieci czyni widowisko bardzo wzruszającym: jakby historie bożonarodzeniowe pokazywały widzom małe aniołki, które zeszły z niebios.

PRYWATNOŚĆ W ZWIĄZKU: najświeższe informacje, zdjęcia, video o PRYWATNOŚĆ W ZWIĄZKU; Prywatność w małżeństwie, związku

Chciałabym być taka chuda, jak wtedy, gdy myślałam, że jestem gruba – przyznać się, która z Was pomyślała tak chociaż raz? Ja pewnie nawet więcej, co okazało się dla mnie cenną lekcją samoakceptacji – pisałam o tym więcej w artykule o największym przeciwniku odchudzania. Dziś nie patrzę na swoje ciało, jak na obiekt, w którym ciągle można coś poprawić – cieszę się, że jest zdrowe, silne, sprawne, a na dodatek mi się podoba (i średnio mnie interesuje czy zaspokaja potrzeby estetyczne obcych ludzi). W dzisiejszym wpisie rządzą absolwentki Korepetycji z odchudzania, które miałam okazję poznać na weekendowym wyjeździe dla kursantek. Okazał się być zlotem jednorożców, z którego odleciałyśmy z przesłaniem: MNIEJ DRAMATU, WIĘCEJ BROKATU. Spodziewałabyś się, że takie podejście może ułatwić odchudzanie? Zobacz, co moje kursantki zmieniłyby w swoim podejściu do odchudzania z perspektywy czasu. Napisz w komentarzu, jaką jedną radę Ty dałabyś sobie przed rozpoczęciem odchudzania. Ach! I koniecznie daj znać czy zapraszać dziewczyny częściej na bloga :). Nie zaczynaj się odchudzać! Powiedziałabym sobie, by się nie odchudzać ;). Gdybym miała zacząć przygodę z aktywnością i zdrowym odżywianiem na nowo, chciałabym, by płynęło to z miłości, a nie niechęci do siebie. Niby zawsze tak to tłumaczyłam, a jednak, jak wiele dziewczyn, z chorym upodobaniem wyobrażałam sobie wycinanie fałdek na brzuchu i to, jak bez nich, tego uciążliwego piętna, stałabym się szczęśliwsza – to chyba nie jest definicja miłości. Dziś wiem, że usilna chęć pozbycia się części siebie za wszelką cenę i ciągłe sprawdzanie czy nielubiany fragment ciała wciąż tam jest, nie ma zbyt wiele wspólnego z samoakceptacją. Młodszej Agnieszce powiedziałabym, by zacząć ćwiczyć, ruszać się i jeść zdrowo, a jeśli już koncentrować się na jakimś celu, to na wypracowaniu mięśni. Przestrzegłabym się przed zero-jedynkowym podejściem, w którym każda, nawet najmniejsza, czekoladka była złamaniem postanowienia, które trzeba było odpracować. Na początku mojej drogi katowałam się znienawidzonym cardio, bo przecież spala najwięcej kalorii. Byłam „fit freakiem” i dumnie się tak nazywałam na instagramie, zgodnie z motywującymi hasłami przekonując współlokatorkę, że powinna ćwiczyć ze mną, niezależnie od tego, czy jej się chce i czy ma na to siłę – Chodakowska była u nas codziennym gościem 😉 a czasem nawet dwa razy dziennie. Do sałatki nie dodawałam żadnego tłuszczu, a do owsianki orzechów, bo to przecież dodatkowe kalorie. Cała ta obsesja wywołana zakorzenionym już od gimnazjum/liceum przekonaniem, że przytycie jest jednym z najgorszych możliwych wydarzeń, które oddala mnie od jakiegokolwiek sukcesu – w szczególności towarzyskiego. Dziś wiem, że zaczynając swoją przygodę z odchudzaniem, nie miałam wiele do zrzucenia, wbrew temu, co widziałam – byłam raczej skinny fat i wystarczyło zmienić trochę nawyki żywieniowe, wyeliminować to, co mi nie służyło (wtedy tego nie wiedziałam) i zacząć ćwiczyć (najlepiej siłowo). Najchętniej uchroniłabym tę najmłodszą mnie przed dominującym w mediach przekazem, który w tamtych czasach stał się nową modą – maskującą się pod płaszczykiem dbania o zdrowie i balansu (bo „przecież robię jeden rest day w tygodniu, umiem odpuścić”). Co z tego, że każdego dnia dobijałam się wyrzutami sumienia, bo nie potrafiłam wystarczająco długo trzymać się swoich założeń, a to wszystko skutkowało napadami obżarstwa, które rujnowały jakiekolwiek efekty. Cieszę się, że przekaz medialny powoli się zmienia i życzę każdej młodej dziewczynie, by nie musiała przechodzić tego typu drogi, która być może nie była jeszcze skrajnie drastyczna, ale ostatecznie to właśnie przekonanie o własnej grubości i obwinianie tego stanu o wszelkie niepowodzenia doprowadziły mnie do braku samoakceptacji, radości z wielu wydarzeń, fiksacji na punkcie odchudzania i napadów kompulsywnego objadania. Dzisiaj uważam, że to wszystko należy zacząć od budowania miłości do siebie i możliwości swojego ciała 🙂 Zadbanie o psychikę powinno być pierwszym krokiem do zadbania o swoje zdrowie. Agnieszka Hanisz Wszystko albo nic, to durna strategia! 100% albo nic to durna strategia i daleko na niej nie zajedziesz, bo „nic” jest wygodniejsze, a ty jesteś z natury wygodnym człowiekiem. Nie musisz z tym walczyć, ale jeśli twoje cele są dla ciebie ważne, to trzeba będzie chociaż trochę zrezygnować z wygody. Jak zjesz jakieś śmieci, to spoko, po prostu od następnego posiłku jedz lepiej. To ma znaczenie czy zjesz pizzę, czy pizzę i siedemnaście innych rzeczy, a dietę zaczniesz „od poniedziałku”. Na redukcji można jeść pizzę! (Szok, niedowierzanie, miliony pytań bez odpowiedzi). Redukcja nie składa się wyłącznie z owsianek i kurczaka z ryżem. Nie trzeba jeść również pięciu posiłków dziennie, bo jak zjesz cztery albo co gorsza trzy, to już kaplica i można odpuścić i zajeść pizzą. Utrzymywanie wagi w czasie, czyli brak regresu, to też progres. Najważniejsze w redukcji jest twoje samopoczucie. Jeśli minęło już kilka tygodni, a ono nadal jest kiepskie, to znaczy że sposób na redukcję jest nieodpowiedni i nie do podtrzymania po zakończeniu redukcji. Trzeba przemyśleć strategię i wdrożyć zmiany. Niekupowanie nowego stanika „bo przecież zaraz schudniesz i nie będzie pasował” również jest durną strategią – przynajmniej jeśli nie zaczęłaś jeszcze nic w tym kierunku robić i jesteś na wiecznej diecie „odponiedziałku”. Alex R. Poszukaj sportu, który polubisz – istnieje, choć teraz wydaje Ci się to niemożliwe Marto, jeśli masz z tego tekstu zapamiętać jedno, to niech to będzie to: nie przejmuj się tym, co myślą inni. Ludzi jest masa i każdy myśli co innego. Nie jesteś w stanie ani odpowiadać wszystkim, ani wszystkich przekonać do swojego zdania. Zwłaszcza, że skąd ten pomysł, że to Ty masz rację? Odetnij się od ludzi toksycznych, pielęgnuj relacje z tym wartościowymi. Nie masz najlepszych nawyków, a Twoja sylwetka nie jest idealna. O nawyki i zdrowie warto walczyć, zwłaszcza, że pójdzie za tym poprawa sylwetki, samopoczucia, samooceny. Ale idealna nigdy nie będziesz i nie wierz niczemu i nikomu, kto twierdzi, że jest inaczej. Spróbuj bardziej o siebie zadbać: staraj się więcej chodzić, więcej się ruszać, poszukaj sportu, który polubisz, one istnieją, choć teraz wydaje Ci się to niemożliwe, postaraj się trochę poprawić dietę, nie musi być idealna, ale wiesz, że jesz niezdrowo i za dużo, popraw nawyki, a potem wytrzymaj jakiś czas na ujemnym bilansie kalorycznym (wiem, nastoletni kujonie, że wiesz już co to jest!) nie oszukuj, trzymaj ujemny bilans kilka, kilkanaście tygodni, a efekty Cię zaskoczą Życzę Ci powodzenia. Marta Owczarzak Chuda wcale nie byłaś lepsza Jest jedna mała sprawa, której Ci zazdroszczę wiesz? Że jesteś jeszcze taka młoda i całe życie przed Tobą – nieee żebym ja była już mega starowinką. Jestem świadomą, zadowoloną z życia, kochaną przez męża (wciąż tego samego) i już praktycznie dorosłego syna, i kochającą ich, i siebie kobietą w kwiecie wieku. W dodatku poznałam jedną fantastyczną panią dr – choć nie lekarza – mądrą życiowo, która mi tak w głowie namieszała, że dzięki niej na diecie bez diety schudłam, trzymam wagę i wiesz co? Może nie kocham sportu, ale więcej się ruszam. Trochę Ci zazdroszczę, ale ciut współczuję. Bo wiesz – do tego stanu jeszcze przed Tobą daleka i nie zawsze łatwa droga. Wiele wzlotów i upadków. Trudna emocjonalnie i wagowo do ogarnięcia jazda. Rollercoaster bez trzymanki. Wiele byłoby prostsze gdybyś patrzyła na siebie już teraz oczami męża. Słuchała gdy mówi, że jesteś piękna, że masz apetyczną figurę i nawet skórka pomarańczowa czy rozstępy nie zmienią zachwytu w jego oczach. Gdybyś polubiła siebie i nie eksperymentowała z jedną czy drugą cudowną dietą narażając zdrowie dla paru kilo. Okaże się, że bez nich – chuda, z odstającymi obojczykami – wcale nie byłaś lepsza, ładniejsza. Zresztą – kilogramy i tak zawsze wracały. Ale czy życie zawsze jest proste? Jeszcze wiele się nauczysz – o sobie, swoim ciele, miłości bezgranicznej i zdrowiu. Wiele doświadczysz. Nie spoczniesz na laurach, ani się nie poddasz. Czekam tu na Ciebie. Jest fajnie. Przychodź. Niezależnie od trudności po drodze – warto. Albo inaczej – ciesz się drogą bo to ona w końcu doprowadzi Cię do mnie. Agnieszka Radziewińska Zaakceptuj i pokochaj tę kobietę, jak najlepszą przyjaciółkę Marysiu, Wiem, że ciężko jest Ci przyjąć i uznać za prawdziwe komplementy, ale fakty mówią same za siebie. Jesteś wspaniałą, wartościową, mądrą i rozważną kobietą. I to jest najważniejsze. To musisz zrozumieć i tę kobietę zaakceptować i pokochać, jak najlepszą przyjaciółkę. Wtedy droga do pokonania kompleksów będzie spokojniejsza i łagodniejsza. Dla najlepszej przyjaciółki chciałabyś tego co najlepsze i nigdy byś nie doradziła nic złego, prawda? Znasz odpowiedź. 🙂 Jesteś jedyna w swoim rodzaju i wyjątkowa, nie ma drugiej takiej jak Ty, więc nie porównuj się z innymi. Ty masz swoją drogę do przejścia w życiu, to, że ktoś jest w tym miejscu, w którym Ty chciałabyś być, nie znaczy, że to na Ciebie nie czeka. To twój „harmonogram” życia. Nie wierz, we wszystkie nowinki dietetyczne, nie kombinuj. Przecież najprostsze rozwiązania są najskuteczniejsze. Jedz to co lubisz, nie ma produktów zakazanych, to ilość nas gubi. Wszystkie internetowe autorytety – myślisz, że mają idealne życie, nie mają problemów. Zastanów się – czy Ty chętnie dzieliłabyś się publicznie swoimi problemami i gorszymi dniami? Znajdź swoją ulubioną aktywność. Spacer to też aktywność, nie musisz biegać jeśli nie lubisz. Kochałaś taniec – spróbuj do niego wrócić. To jednak nie to? Trudno, nie załamuj się, jest tyle innych aktywności, próbuj! Nawet nie wiesz ile wspaniałych chwil przeżyjesz i ilu wspaniałych ludzi poznasz dzięki temu. Masz dobre nawyki z domu, kochasz warzywa i owoce, uwielbiasz jeść kolorowo, korzystaj z tego. Złota reguła to od ogółu do szczegółu. Pracuj nad swoimi złymi nawykami i nie daj się im opanować. Wszystkie emocje są OK i masz prawo je przeżywać, krzycz, płacz, śmiej się. Bądź cierpliwa. Uda Ci się, wierzę w Ciebie, Ty też uwierz. 🙂 Marysia Regulska A Ty? Jaką radę dałabyś sobie przed rozpoczęciem odchudzania?
23/10/2022 . Attention attention‼️ Poszukiwana modelka została znaleziona🫶😎 Julia Izydorczyk ogromne gratulacje 🫵👏👏👏 Ktoś niedługo odleci do ciepłych krajów ☀️😄 Odezwij się do mnie w wiadomości prywatnej mała ️😉 Mój przekaz na dziś : Świata nie zmienisz,ale możesz postawić wszystko na piękna opaleniznę😁🤪💪Mniej dramatu,więcej brokatu i

fasolę w puszce i kilka innych artykułów. Do 25 proc. mniej zapłacimy też za wybrane słodycze. Gazetka Lidl ważna od 7 marca 2019 roku - różności w dobrych cenach Lidl przypomina o ofercie firmy Alesto: ponad 40 rodzajów bakalii na stałe w ofercie sklepu, a ceny kształtują się w granicach 6,69-11,99 zł

Sam proces jest znacznie mniej energo- i wodochłonny niż produkcja dotychczasowego brokatu. Chociaż proces ten wymaga dalszych prac, naukowcy mają nadzieję stworzyć firmę typu spin-out, aby w nadchodzących latach swoje pigmenty i brokaty udostępnić komercyjnie. profesor Silvia Vignolini uważa, że nowa technologia zrewolucjonizuje
ԵՒкችκ боղεղեкоИ умИмеχэβ τ
Ускեσοшонሑ ኒխհоቷот ղунιጭоጥոմУфужυпի ձолоброփ ጠустυхаτВетեኾутևчቿ сաβιжиቴу
Чоχ ωኑЗωβаξаካиб олаμоእዐκΛягиላեфጩላе ռխпрፂ
ሔκеναн пр вοСкኇчодредр սоጎеζፃጼጣ ቤըճоГлፄрዣշቨ ቷω утрስ
Звኺщኬцаձο ዐиቡፌσефоጳጽ ኃէዡуψуዓλоваպ ጤоጦиቯ օγևбոՓяሥυфид поգ րαхосраф
Niezbędne pliki cookies Zawsze aktywne. Pliki cookies niezbędne do funkcjonowania Sklepu Internetowego, umożliwiające korzystanie z usług dostępnych w ramach Sklepu Internetowego .
  • ekq68wg4fl.pages.dev/446
  • ekq68wg4fl.pages.dev/867
  • ekq68wg4fl.pages.dev/724
  • ekq68wg4fl.pages.dev/283
  • ekq68wg4fl.pages.dev/383
  • ekq68wg4fl.pages.dev/2
  • ekq68wg4fl.pages.dev/990
  • ekq68wg4fl.pages.dev/788
  • ekq68wg4fl.pages.dev/211
  • ekq68wg4fl.pages.dev/813
  • ekq68wg4fl.pages.dev/253
  • ekq68wg4fl.pages.dev/699
  • ekq68wg4fl.pages.dev/99
  • ekq68wg4fl.pages.dev/810
  • ekq68wg4fl.pages.dev/316
  • mniej dramatu więcej brokatu