Dolnośląskie Tajemnice #43 Ukryte skarby Breslau historie prawdziwe. Opowiada Joanna #LamparskaSzanowni Państwo, Joanna Lamparska zaprasza na stronęhttps://w
Program TV Stacje Magazyn cykl reportaży Polska 2017 Twórcy przybywają do Skarżyska Kamiennej, gdzie już 14 tysięcy lat temu żyli łowcy reniferów. Odkryją miasto pod miastem i poznają historię poznają historię pewnej przyjaźni, a także nieznane oblicze miasta, w którym już przed II wojną światową wytwarzano milion pocisków miesięcznie, a gdzie dziś istnieją czynne schrony mogące pomieścić kilka tysięcy osób. Brak powtórek w najbliższym czasie Co myślisz o tym artykule? Skomentuj! Komentujcie na Facebooku i Twitterze. Wasze zdanie jest dla nas bardzo ważne, dlatego czekamy również na Wasze listy. Już wiele razy nas zainspirowały. Najciekawsze zamieścimy w serwisie. Znajdziecie je tutaj.
W poniemieckich fortecach mogą być ukryte klejnoty oraz dzieła sztuki, czy to tylko mrzonka? - Na pewno w opowieściach o skarbach poupychanych przez Niemców w skrzynie jest ziarno prawdy. W latach 1944-45 Niemcy bez wątpienia ukryli część zrabowanych zabytków, dzieł sztuki i kosztowności.
Polska to kraj ukrytych skarbów. Magia ich tajemnicy przyciągnęła do poszukiwań blisko 100 tys. osób. Grzegorz Ślipiec, pseudonim „Śmigło”, czuje się chory, jeśli w weekend nie wyjedzie szukać skarbów. Na co dzień prywatny przedsiębiorca, cały wolny czas poświęca na eksplorację. Koledzy wołają na niego również Wujek Przypadek, bo ma szczęście, jakiego inni mogą mu tylko pozazdrościć. To właśnie Grzesiek nad Pilicą potknął się o fragment SDKF-a – ciężkiego pojazdu opancerzonego, którego wszyscy szukali. Trop wskazał jeden z okolicznych mieszkańców. – Tu pod koniec II wojny światowej Niemcy przeprawiali wozy pancerne i czołgi – powiedział. – Dwóch żołnierzy weszło na lód sprawdzić, czy się nie załamie. Ale ciężka maszyna i tak poszła na w mule prawie 60 lat. Szukali jej wszyscy, a Grzesiek wszedł w błoto i po prostu zahaczył o nią nogą. Wyciąganie pojazdu trwało dwa dni. – Najgorzej jest potem, jak mam spotkanie zarządu albo inne oficjałki. Krawat, garnitur, a ja ręce chowam, by nikt nie widział, że mam ziemię za paznokciami – opowiada. Na wyprawy zawsze zabiera kubek z elektrycznym mieszadełkiem, od którego wzięło się jego przezwisko. Zazwyczaj podróżuje z Markiem Królikowskim, właścicielem Baletowozu, czyli starego mercedesa. Wielkie auto ma w środku trzy legowiska i sporo miejsca na detektory, łopaty i rozmaite skarby. Po podłodze walają się więc kamienie, w których zapewne tkwi jakiś kryształ, stare bagnety, butelki po piwie. Baletowóz wjeżdża niemal wszędzie, a okna, które się nie domykają, to mało istotny drobiazg. Marek i „Śmigło” zgodnie przyznają, że do takiej zabawy trzeba mieć ułańską fantazję. – Kiedy byłem mały, babcia w Wigilię wysłała mnie po kartofle. Czyli jakby na poszukiwania – wspomina Marek. – Wróciłem na Wielkanoc, już z młodymi ziemniakami. Eksploracja to nie jest zajęcie dla skarbów działa jak narkotyk. Gdy raz się zacznie, nie ma szansy na odwyk. Pierwszy zgrzyt saperki o kawałek metalu, stara moneta umazana ziemią – od tego człowiek się po prostu uzależnia. Każda sztolnia, tunel, dziura w ziemi staje się wyzwaniem. To opinia wszystkich eksploratorów. Odkrywaniem skarbów zajmują się zarówno inteligentni pasjonaci o wiedzy, która zadziwia profesorów historii i archeologii, jak i cyniczni szubrawcy, którzy niszczą zabytki, okradają dla zysku stanowiska archeologiczne i rozkopują prywatny teren. Wszyscy jednak mają ten sam błysk w oczach, gdy namierzają wykrywaczem jakiś przedmiot ukryty pod warstwą w Polsce skarbów szuka prawie 100 tys. osób, ale nikt tak naprawdę nie wie, skąd wzięła się ta liczba. Statystyk się nie prowadzi, a skarbem może być wszystko – stara butelka po atramencie, kawałki porcelany z pałacowego śmietnika, działko wyciągnięte z rzeki, zardzewiała broń, słoiki z banknotami czy poniemieckie motory. Głównie takie rzeczy znajduje się w Polsce – twierdzi Rafał Kruk, twórca internetowego portalu dla poszukiwaczy i organizator corocznych „branżowych” ze zmianami ustrojowymi w Polsce pojawiła się większa swoboda w docieraniu do informacji i dokumentów, łatwiej też kupić wykrywacze metalu. – Wiele osób odkryło, że szukanie może być opłacalne. Giełdy staroci zapełniły się przedmiotami z „wykopków” – twierdzi dr Maciej Trzciński z Katedry Kryminalistyki Uniwersytetu Wrocławskiego. Ciężar eksploracyjnego ataku najmocniej odczuły tereny należące przed 1945 r. do III Rzeszy. Głównie Dolny Śląsk, który pod koniec II wojny światowej został uznany przez Niemców za bezpieczny na tyle, by wykorzystać go do ukrywania dzieł sztuki i dokumentów. W zamkach, pałacach i podziemiach Niemcy deponowali: prywatne kolekcje, zbiory muzealne, biblioteczne, wyposażenia kościołów. Bogusław Wróbel, dokumentalista i redaktor naczelny branżowego pisma Explorator, ustalił, że z samego Wrocławia wyjechało 207 transportów ze „skarbami”, co firma spedycyjna przeliczała na jednostkę długości, a nie wagi. W tym wypadku było to... 2 km wozu meblowego. Tylko prywatni kolekcjonerzy zgłosili ukrycie 552 obrazów, 90 rzeźb, 373 sztuk mebli, 11 tek grafik i kilku tysięcy sztuk rzemiosła artystycznego. Tymczasem Polacy odnaleźli zaledwie kilometr. Drugiego kilometra skarbów ciągle brakuje, a to działa na wyobraźnię każdego poszukiwacza. Magii ukrytego złota ulegli też politycy. W czerwcu 1981 r. generał Wojciech Barański, szef Głównego Zarządu Szkolenia Bojowego Wojska Polskiego, i generał Czesław Kiszczak z Wojskowej Służby Wewnętrznej powołali grupę operacyjną do poszukiwań poniemieckich skarbów. Na pierwszy ogień poszły Karkonosze, w których hitlerowcy mieli ukrywać dzieła sztuki, a następnie gigantyczny kompleks pocysterski w Lubiążu pod Wrocławiem. Przy pomocy wojska szukano podziemnej fabryki i rzekomo zdeponowanych w niej dóbr. Zamiast na tony złota operator koparki trafił na niewielką skrzynkę zamkniętą na kłódkę. Wewnątrz były monety. Sprawę utajniono, a odkrywcę służby wojskowe zobowiązały do milczenia. Wyceny monet, których wartość wynosiła 61 393 tys. dolarów, dokonano na podstawie katalogów aukcyjnych. Wkrótce część skarbu oficerowie wywiadu sprzedali nielegalnie za granicę. W Polsce zostały 543 monety. Analiza skarbu wykazała, że został on ukryty około 1740 szukanie jest stare jak świat, za oficjalną datę odkrycia „polskiej wyspy skarbów” można uznać 24 maja 1988 r. Wtedy to w Środzie Śląskiej na Dolnym Śląsku pracownicy budowlani przez przypadek natrafili na gliniane skorupy, wśród których połyskiwały monety. Stojący obok ludzie rzucili się, by zbierać skarb. O odkryciu powiadomiono specjalistów z Wrocławia, ale ci przyjechali dopiero następnego dnia. Odpowiednie służby zwlekały z działaniem, tymczasem na wysypisku, gdzie wywożono gruz z budowy, ludzie zaczęli znajdować fragmenty złotej biżuterii. Zabytkowe monety ukradzione z wykopu w centrum Środy sprzedawano niemieckim turystom. Srebrny grosz praski pochodzący z wieków średnich można było kupić już za 5 czekolad Milka.– Kopano pod osłoną nocy, aby nikt nie zobaczył. Wszyscy próbowali trzymać sprawę w tajemnicy. Jednak mieszkańcy Środy doskonale wiedzieli, kto kopał i u kogo można kupić skarby – opowiada Tomasz Bonek, autor książki Przeklęty skarb, która opowiada o znalezisku ze był zbyt duży, by dało się utrzymać sprawę w tajemnicy. Ustalono, że klejnoty mogły należeć do Blanki de Valois, pierwszej żony Karola IV Luksemburskiego, króla czeskiego i niemieckiego. To ona prawdopodobnie przywiozła klejnoty z Sycylii, jako wiano. Policja odzyskała sporo fragmentów złota: osiem segmentów korony, zwieńczonych sześcioma orłami i spiętych sześcioma szpilami z kwiatonami, kolistą zaponę z kameą (jedną z największych na świecie). Wśród klejnotów znalazły się też dwie pary zapinek, w tym jedna zdobionych obustronnie, a także bransoleta, trzy ozdobne pierścienie i wąska taśma ze złotej blachy oraz 3 924 monety srebrne i 39 złotych. A reszta? Wypadało tylko czekać, kiedy pojawi się pozostała część wydawało się, że sprawa jest zamknięta, nieoczekiwanie wybuchła sensacja. W 1992 r. pojawił się człowiek, który miał jeszcze jednego, siódmego orzełka z korony średzkiej. Dostał go w zamian za 30 tys. dolarów, które pożyczył koledze. Bezcenne dzieło sztuki trzymał w komodzie i bał się ujawnić – legenda mówiła bowiem, że średzki skarb jest przeklęty. Badacze domyślali się, że gdzieś jeszcze muszą znajdować się fragmenty królewskich klejnotów. I rzeczywiście. Dwa lata temu olsztyńska policja zatrzymała mieszkańców Torunia, którzy mieli przy sobie pozawijane w chusteczki kosztowności łącznej wartości 6,5 mln złotych! Był wśród nich kolejny orzeł z pierścieniem w dziobie pochodzący z korony. Wkrótce okazało się, że już dwa lata wcześniej usiłowano sprzedać te elementy. – Dostałem wtedy ofertę zakupu dwóch fragmentów skarbu – orła z perłami i kwiatonu – wspomina współpracujący z muzeami kolekcjoner, który nie chce ujawniać swojego nazwiska. – Oferta wpłynęła od człowieka, którego znam z giełdy staroci. Nigdy nie pokazał mi tych przedmiotów, miałem w rękach tylko ich zdjęcia. Właściciel zażądał za precjoza 15 tys. euro.– Jestem przekonany, że część skarbu wciąż znajduje się w Środzie. Mogą go ukrywać mieszkańcy miasteczka, którzy znaleźli złoto w latach 80. – dodaje Tomasz Bonek. Mogą też leżeć pod nawierzchnią pewnej ulicy, której podbudowę wykonano z gruzu dowożonego z miejsca, gdzie skarb był poszukiwacze bez przerwy penetrują tajemnicze zakątki, skarby jak ten ze Środy Śląskiej, jakby na złość, pojawiają się zupełnie przez przypadek. W 1987 r. dwaj działkowicze z Głogowa znaleźli ponad 20 tys. całych monet i ich fragmentów, siedem srebrnych sztabek i jedną grudkę srebra. Wśród monet rozróżniono 31 typów, w większości polskich denarów pochodzących ze Śląska z XII i początków XIII w. Trzy lata później podczas rutynowych prac wrocławscy archeolodzy natrafili na 100 tys. srebrnych monet – królewskich denarów Władysława Warneńczyka i Kazimierza Jagiellończyka. Stanowiły jedną wielką bryłą ukrytą w dzbanie. W XV w. za jego zawartość można było kupić 300 wołów albo 50 tys. bochenków chleba. Czeladnik musiałby pracować na takie pieniądze 160 lat!– Trzeba pamiętać, że tzw. skarby wiążą się na ogół z jakąś ludzką tragedią, pospiesznym ukrywaniem, może dlatego rządzą się swoimi prawami – tłumaczy Rafał Kruk. Większość poszukiwaczy liczy więc na szczęście. Jeżdżą po wioskach, rozpytują, słuchają opowieści. W jednej opowieści na tysiąc może się znaleźć informacja, która doprowadzi do skarbu. W ten sposób nurkowie z gdańskiego klubu „Rekin” odnaleźli myśliwca z czasów II wojny światowej. Messerschmitt Bf 109 leżał na dnie jeziora Trzebuń. Wydobyto go za pomocą dwustulitrowych beczek napompowanych ubiegłym roku ekipa zwołana przez Piotra Lewandowskiego, prawnika z Warszawy, wyciągnęła spod wiaduktu w Grzegorzewie koło Konina niekompletne działo szturmowe z czasów II wojny światowej. Była to pierw-sza tego rodzaju całkowicie oficjalna akcja. Kilkudziesięciu pasjonatów przy pomocy wojska walczyło z zatopionym w rzecznym mule Słowikowski, emerytowany górnik z Wałbrzycha, od kilkunastu lat szuka pociągu opancerzonego zaginionego w maju 1945 roku. Skład wyjechał ze Świebodzic, celem był Wałbrzych, ale wagony nigdy tam nie dotarły. Jakby rozpłynęły się we mgle. Tadeusz Słowikowski doszedł do wniosku, że pociąg musiał wjechać do podziemnego tunelu prowadzącego do pobliskiego zamku Książ. Tunel został zamknięty i zamaskowany, zaś wagony z tajemniczą zawartością, być może skarbami albo bezcennymi surowcami, nadal czekają na odkrywców. Żeby przekonać świat do swojej teorii, były górnik zbudował specjalną makietę z torami, tunelem i jeżdżącym pociągiem. Tadeusz Słowikowski, starszy pan, gdy idzie w teren, zamienia się w żwawego chłopca. Kolejowej tajemnicy poświęcił pół życia i gdy zawiodły wszelkie środki – pisma do urzędów, petycje i prośby – sam chwycił za łopatę i wraz z kolegą, policjantem Andrzejem Gaikiem, zabrali się za rozkopywanie nasypu. Pracowali przez kilka sezonów. Potem w sprawę wmieszali się kolejni poszukiwacze, usiłując znaleźć wlot do tunelu w innej części trakcji. Prywatny sponsor dał pieniądze na wynajęcie koparki. Nowej ekipie brak było dokładności Słowikowskiego. Kilka lat później okazało się, że mylnie zinterpretowali dźwięk detektorów i kopali w pobliżu rury z gazem... A może to Słowikowski dobrze określił miejsce? Skarby, które przyprawiają poszukiwaczy o przyspieszone bicie serca, wśród archeologów i konserwatorów nie wywołują szczególnych emocji. Mimo to hobbyści i zawodowcy stoją po przeciwnych stronach barykady. – Na poszukiwania z wykrywaczem potrzebne są dwie zgody: właściciela terenu, na którym prowadzi się poszukiwania, oraz konserwatora zabytków. Tymczasem rzadko zabiega się o takie zezwolenia – tłumaczy dr Maciej Trzciński, archeolog i prawnik z Uniwersytetu Wrocławskiego, który zajął się opracowaniem problematyki dotyczącej przestępczości przeciwko zabytkom archeologicznym. – Zgodnie z ustawą wszystko, co znajduje się pod powierzchnią ziemi, jest własnością Skarbu Państwa. W ten sposób zarówno średniowieczny miecz, jak i łyżeczka znaleziona na polu są w świetle prawa zabytkami. Ich odnalezienie powinno być więc zgłoszone odpowiednim służbom, ale tak naprawdę kogo obchodzi powojenna łyżeczka?Każdy eksplorator ma wykrywacz metalu i niemal żaden nie zważa na pozwolenia. Oficjalnie zapytany o to, co znalazł, zawsze odpowiada tak samo: szukam, szukam i nic. Przynajmniej ośmiu na dziesięciu kłamie. Albo opowiada, że tylko słyszało o tym, że ktoś właśnie coś znalazł. Że, na przykład, ekipa spod Bolesławca miała szczęście. Po prostu wybrali się na łąki dawnej hrabiowskiej rezydencji i sprawdzali teren wokół drzew. Piii, piii, jest! Słoik z zegarkami, kilkanaście monet, pierścionki. Podzielili się skarbem między sobą. Dwa lata temu w twierdzy w Srebrnej Górze wykopano skrzynię z dokumentami. Nie wiadomo, dokąd trafiły. W ziemiance na polu koło Wrocławia poszukiwacze znaleźli trzy zakonserwowane niemieckie motocykle. Prawdopodobnie powiększyły zachodnią kolekcję. Nikt, absolutnie nikt, nie słyszał o skrytce z czasów II wojny światowej na Dolnym Śląsku, z której od kilku miesięcy wypływają obrazy.– Źle skonstruowane polskie prawo zepchnęło poszukiwania do podziemia. Ze stratą dla wszystkich, bo wśród hobbystów są też profesjonaliści pracujący na zlecenie – twierdzi dr Trzciński. – Nikt w Polsce nie prowadzi zbiorczej statystyki, nikt nie wie, co nam zostało ukradzione. O takich sprawach dowiadujemy się przypadkiem. Tylko w zeszłym roku odnotowano 2 247 przestępstw przeciwko zabytkom: kradzieże, kradzieże z włamaniem, paserstwa. Niestety, policyjne statystyki najczęściej dotyczą zabytków sztuki sakralnej bądź zabytków znajdujących się w muzeach i prywatnych kolekcjach. Wciąż nie wiemy, jaka jest realna skala przestępczości przeciwko zabytkom archeologicznym. Co innego włamać się do muzeum, a co innego przekopać porzucony na zachodnich aukcjach można obserwować miecze z Polski, fragmenty zbroi. Nawet w złym stanie, zniszczone i przerdzewiałe osiągają wysokie ceny. W jednym tylko internetowym serwisie aukcyjnym w ciągu dwóch miesięcy sprzedano takich przedmiotów za 120 tys. złotych!– Nam nie chodzi o zysk. Prawo zapewnia jakąś minimalną nagrodę odkrywcy i dyplom. Jakbym chciał nagrodę, to bym sprzedał, co znalazłem, a jakbym chciał dyplom, to bym sam sobie wydrukował. A ja chciałbym tabliczkę w muzeum, że to moje znalezisko, że doceniono moją pasję – przekonuje Rafał Kruk. – Gdyby zabrakło poszukiwań, takich małych skarbów, to życie wielu z nas po prostu straciłoby ze Środy Śląskiej Wartość samej tylko biżuterii znalezionej w Środzie Śląskiej wyceniona została na 50 mln dolarów! A to i tak tylko część skarbu, na który 24 maja 1988 r. natrafili pracownicy budowlani. – Do wykopu rzucił się każdy, kto był w pobliżu, kilkadziesiąt osób – wspomina Sebastian, wówczas uczeń miejscowej szkoły. – Jeden drugiemu wydzierał monety z rąk. Ludzie pakowali je do odzyskała sporo: osiem segmentów korony (poniżej), kilka sztuk biżuterii, 3 924 monety srebrne (z prawej) i 39 złotych. Kilka lat później odzyskano jeszcze dwa orzełki z korony i nieco kosztowności. Ale świadkowie zdarzeń z 1988 r. opowiadają o złotym pasie podobnym do sędziowskiego, z oczkami z drogich kamieni wielkości fasoli, o mieczu, broszach, pierścieniach. Wszystko to zniknęło.
W gminie Głuszyca przeżyć można wyprawę mrożącą krew w żyłach. Wystarczy ruszyć do zamku Rogowiec, najwyżej położonego zamku w Polsce. W jego ruinach wciąż słychać zawodzenia wyklętych dusz. Dziś w programie zejdziemy do podziemnego miasta i poszukamy złota Gór Sowich. Długość odcinka: 22 min.Warto przedzierać się przez las, widoki są niezapomniane Indiana Jones szukał zaginionej arki, Pan Samochodzik wziął na celownik skarb templariuszy. Ich przygody śledziliście z zapartym tchem marząc, by też przeżyć podobną? Skarby czekają na odkrycie, a my wiemy gdzie są. Macie ochotę je odszukać? Przyroda i zabytki zachwycą WasOkolice Grzmięcy - do niektórych skrzynek dojście nie jest łatweOkolice Grzmięcy - do niektórych skrzynek dojście nie jest łatweJubileusz poszukiwaczyW maju minęło pięć lat od uruchomienia strony z namiarami na skarby. W tym czasie zarejestrowanych zostało blisko 14 tys. skrzynek, w tym ok. 10 tys. jest aktywnych. W Polsce zarejestrowanych jest ok. 10 tys. się wysokie buty, saperka, gps, środek na komary i trochę wolnego czasu. Naszym celem są skrzynki (kesze), w których możemy znaleźć m. in. krety. Bez obaw, nie te znienawidzone przez amatorów pięknych, przydomowych ogródków. Nasze krety a właściwie geo-krety to jedne z licznych skarbów zgromadzonych w skrzynkach. Podstawową zawartością każdej skrzynki jest logbook książeczka przypisana każdej ze skrzynek. By nasza wyprawa mogła się rozpocząć zacznijmy jednak od początku. Od rejestracji na stronie Właśnie tam znajdziemy namiary na skrzynki, które zlokalizowane są w różnych zakątkach świata, Polski, województwa kujawsko-pomorskiego. Każdy użytkownik może wybrać sobie dowolne cele. Po niektóre skarby nie będziecie musieli daleko jechać. Kesze są ukryte niemalże w każdym mieście, wsi na terenie Polski. Z pewnością obok wielu z nich mogliście przechodzić, przejeżdżać nie mając pojęcia, że w ziemi, dziupli ukryte są "skarby". Można je znaleźć chociażby w parku Chopina, w okolicy ruin zamku, wieży bocianiej w Brodnicy, tuż przy Cytadeli i forcie Tarpno Grudziądzu. W Toruniu skrzynki są przy teatrze Horzycy, UMK, przy ul. Legionów albo Bema, a w Bydgoszczy szukać ich trzeba chociażby przy Katedrze św. Marcina i Mikołaja, w Myślęcinku, sanktuarium na piaskach. A w Golubiu-Dobrzyniu oczywiście tuż przy zamku. Tych, którzy nastawiają się na cenne przedmioty musimy rozczarować. Celem zabawy nie jest łatwy sposób na zarobek, a chęć zwiedzenia interesujących rejestracji na stronie wybieramy sobie cel - szukamy na mapie interesującą nas miejscowość i namiary na ukryte skrzynki. Przy większości opisów znajdziemy zdjęcia interesujących nas miejsc (często ułatwia to poszukiwania). Geo-krety do kolekcjiWarto przedzierać się przez las, widoki są niezapomnianeWarto przedzierać się przez las, widoki są niezapomnianeNa wycieczkę wybrałam się z trójką znajomych: Justyną, Markiem i Krzyśkiem. Z geocachingiem mieli styczność już W ciągu jednego popołudnia można znaleźć nawet kilka skarbów - mówi Krzysiek, jeden z poszukiwaczy. Wybraliśmy się w okolice Grzmięcy - nad jezioro Kochanka, do Kruszynek, Nielbarka. Wędrowaliśmy lasami. Uzbrojeni w nawigację. Miejscami trzeba było przedzierać się przez wysokie chaszcze, pokrzywy po No i te komary brzęczące nad uchem i nerwowe ich odganianie. Było sporo śmiechu i zabawy - dodaje Justyna. Nie zniechęciło nas to do poszukiwań. Gdy już byliśmy kilka metrów od celu zerknęliśmy na wydrukowane wcześniej z internetu zdjęcia z naszym celem. Zamiast rzucić się, by jak najszybciej ją znaleźć stanęliśmy jak wryci. Widok jaki rozpościerał się przed nami zapierał dech w piersiach. Byliśmy w miejscu nad jeziorem, tak spokojnym, cichym i pięknym, że aż trudno uwierzyć, że coś takiego istnieje. Gdy już napatrzyliśmy oczy wróciliśmy do poszukiwań. W końcu skarb był pod naszym nosem. Pierwszą skrzynkę znaleźliśmy tuż pod pniem drzewa. Była obłożona mchem. Pakunek był zakryty w dwa worki na śmieci. A w środku... :) zabawki z kinder-niespodzianek, długopis, i dwa geo-krety! To po nie najchętniej sięgają poszukiwacze. A nie są one dostępne we wszystkich warto je zabierać? - Każdy geo-kret ma przy sobie certyfikat - kartkę z danymi osoby, która go przekazała, specjalnym numerem identyfikacyjnym - dzięki niemu dowiemy się jaką drogę pokonał kret, w jakich miastach był - tłumaczy Marek. Nasz geo-kret znaleziony nad jeziorem przebył do tej pory 1211 kilometrów! Z Katowic powędrował w okolice Gorlic, później Woli Cieklińskiej, dalej do Gdyni, Spopotu, Olsztyna, później był w Ostrowie Mazowieckim, by trafić nad wspomniane wcześniej razie czeka na dalszą wędrówkę. - Gdy już znajdziemy skarb koniecznie wyjmijmy z niego "książeczkę", kartkę - na której są spisane dane wszystkich osób, które to miejsce odwiedziły i znalazły skarby. Wpisujemy datę i godzinę odwidzin, by inni wiedzieli kto i kiedy tu był. Ważne jest też zapisanie sobie tych informacji na oddzielnej kartce, by po powrocie do domu można było zamieścić te dane w internecie - mówi skrzynki można zabrać dowolny przedmiot - notując, co się zabrało i pozostawiając jakiś swój gadżet (monetę, zabawkę, kredkę, lakier do paznokci). Ważne, by był to niewielki drobiazg. Skrzynki są niewielkich rozmiarów. - Nie pakujmy do nich śmieci, papierków. Nie o to chodzi - przypomina. Po kolana w błociePo złożeniu wpisów i podmianie gadżetów paczuszkę trzeba starannie zapakować i odłożyć na miejsce. - I koniecznie zatrzeć ślady swojej obecności - śmieje się Marek. - Nie można ułatwiać innym odszukania skarbu. Wystarczy wziąć gałęzie i wycofując się spod skrzynki zatrzeć ślady wpisać dane kolejnej skrytki do nawigacji (uwierzcie, że ta którą dysponujecie w telefonie w zupełności wystarczy) i wędrować dalej. Do niektórych skrzynek nie jest wcale łatwo dotrzeć. - Wybraliśmy się do skrzynki "Tylko dla Dzika", okazało się, że jest ukryta w podmokłym terenie w środku lasu. Założyciel skrzynki ostrzegał, co prawda, że dostanie się do niej będzie utrudnione: Lepiej dobrze się przygotuj do poszukiwań. Buty na zmianę, skarpetki, dobra mapa. Metodą "na szybkiego" skarbu nie znajdziesz. Ukryłem go na mokradłach, w kryjówce utworzonej pomiędzy kilkoma złamanymi drzewkami. Udało mi się nie zmoczyć. GPS pomierzony wielokrotnie, ale było pochmurno więc możesz podesłać swój (to przykładaowy opis, jaki można znaleźć w interencie przy każdej ze skrzynek). Próbowaliśmy obejść teren, ale nogi grzęzły. Odpuściliśmy sobie, zakładając, że wrócimy w to miejsce za dzień, lub dwa zaopatrzeni w rybackie kalosze. O swoim niepowodzeniu napisaliśmy na forum na stronie. Dzień później znalazł się spryciarz, którzy wzbogacony o naszą wiedze wybrał się w to samo miejsce. Dotarł do celu i został nagrodzony śmieje się Krzysiek. Zdobył FTF-a (first to find certificate), czyli certyfikat dotarcia do skrzynki jako pierwszy. - Tak, ale pisał później, że miał nadzieję, że nie przyszło nam do głowy, by rano, przed nim wybrać się w to miejsce - śmieje się Marek. - Wiemy już, gdzie i w jakich warunkach ukryta jest skrzynka. Wrócimy do niej w innym terminie - Justyna nie ma wątpliwości. Zabawa wciągaKażdy, kto znajdzie dziesięć skrzynek i dokona wpisu w internecie i w lokbooku może sam zakładać skrzynki i rekomendować innym użytkownikom te, które sam W weekend wybieram się nad morze. Wydrukowałem kilka namiarów na skrzynki, które będziemy mijać jadąc do celu. Przy okazji zbierzemy parę skarbów, odwiedzimy kilka ciekawie zapowiadających się miejsc. Gdyby nie kesze pewnie nawet nie wiedzielibyśmy o nich. A tak - spędzimy czas dużo przyjemniej. Nie siedząc w domu przed to zabawa, do której można się przyłączyć w każdym momencie. I w dowolnej chiwli można zrezygnować, by wrócić po przerwie. Kto jednak raz zacznie nie będzie potrafił usiedzieć w miejscu:). Bierzecie udział w poszukiwaniach skarbów? Opiszcie swoje wędrówki. Czekamy na meile: [email protected] oraz wpisy na forum
IV edycja akcji #PolishGemsUK – polskie „ukryte skarby” w Wielkiej Brytanii. 01.08.2022. Ambasada RP w Londynie zaprasza do udziału w IV edycji kampanii #PolishGemsUK, zachęcającej do odkrywania i zwiedzania w okresie wakacyjnym polskich „ukrytych skarbów” na Wyspach Brytyjskich.
Lonely Planet, wydawca popularnych przewodników, opublikowało ebooka "Secret Europe", w którym przedstawiają 50 miast, miejsc, regionów, zabytków i atrakcji uznanych przez autorów za "ukryte skarby" Starego Kontynentu, mało jeszcze znane, niedoceniane i stosunkowo rzadko odwiedzane pomimo swojego piękna i magii. 21 Zobacz galerię Thinkstock Publikacja opiera się na doświadczeniach ekspertów Lonely Planet oraz inspiracjach uzyskanych od miejscowych, którzy polecali sekretne kluby i hotele, wioski i miasteczka leżące "poza utartymi szlakami" oraz miejsca pozostające jeszcze na uboczu masowej turystyki (w niektórych przypadkach, choćby naszego polskiego "rodzynka" trudno nam się z tym zgodzić...). Przedstawiamy 20 z 50 miejsc zamieszczonych w "Secret Europe" Lonely Planet - bez wątpienia mogą być one wakacyjną i urlopową inspiracją. 1/21 Kazimierz w Krakowie, Polska Agencja BE&W "Polacy kochają imprezy. W lecie place i uliczki wypełniają się ogródkami i ludźmi" - pisze Lonely Planet., zachęcając do odwiedzin w "niedużych, sympatycznych knajpach zachodniej części" Kazimierza w Krakowie. Wydawnictwo poleca Alchemię ze "sfatygowanym, mrocznym, a zarazem cool" wystrojem i licznymi koncertami oraz Singera za luźny klimat i pomysłowość. Czy zgadzacie się z taką rekomendacją? Naszym zdaniem trudno nazwać Kazimierz "mało znanym", ale oczywiście polecamy wieczory w tej części Krakowa! 2/21 Ołomuniec, Czechy Shutterstock Lonely Planet poleca Ołomuniec jako alternatywę dla zatłoczonej Pragi i Czeskiego Krumlova. Stare miasto w Ołomuńcu jest pełne zabytków z malowniczymi kamienicami, słupem morowym i kościołami na czele, a także gospód, pubów i restauracji, w których po dniu zwiedzania można wypić piwo i smacznie zjeść. 3/21 Lavaux, Szwajcaria Thinkstock Lavaux na północnym brzegu jeziora Genewskiego jest jednym z najmniej znanych i docenianych regionów winnych w Europie. Krystaliczne wody, przeglądające się w nich góry, małe wioski i oczywiście zbocza pokryte winnicami. Lonely Planet poleca Caveau des vignerons w Lutry i Lavaux Vinorama w Rivaz. 4/21 Kachetia, Gruzja Thinkstock Kachetia to serce gruzińskiego przemysłu winiarskiego - winorośl uprawia się tu od 8000 lat. Lonely Planet - oprócz uczty dla ciała - poleca również ucztę duchową z wizytą w katedrze Alaverdi oraz podziwianie szczytów Kaukazu. Znajdują się tu również malownicze miasteczka jak Signagi (na zdjęciu). 5/21 Lošinj, Chorwacja Thinkstock Na wyspie Lošinj nie brakuje malutkich, urokliwych zatoczek, w których można zrelaksować się całkiem samotnie po dniu zwiedzania i wędrówek. 6/21 Haarlem, Holandia Thinkstock Lonely Planet proponuje Haarlem jako alternatywę i odskocznię dla uciech Amsterdamu. Tutaj swoje obrazy tworzył Frans Hals, którego muzeum - obok Grote Markt i kościoła Grote Kerk van St Bavo - jest wizytą obowiązkową. 7/21 Góry Sibillini, Włochy Thinkstock Ten region na pograniczu Umbrii i Marchii Ankońskiej to idealne połączenie włoskich atutów: pięknych krajobrazów, zabytkowych miasteczek i znakomitej kuchni, a na dodatek jeszcze jest mało uczęszczany. Wapienne szczyty, piękne doliny rzeczne, zielone łąki i lasy, pośród których kryją się takie skarby jak Castelluccio de Norcia z malutkimi kawiarniami i restauracjami serwującymi trufle i dziczyznę. 8/21 Luksemburg Shutterstock Miasto Luksemburg, stolica Księstwa i jednego z najmniejszych państw na świecie, jest znacznie mniej popularna wśród turystów niż polityków i biznesmenów. To miasto kontrastów - wieżowców i banków sąsiadujących ze średniowiecznymi kamienicami i opactwem. Samo miasto jest pięknie położone i oprócz zabytków zachęca do wycieczek rowerowych i przyrodniczych. 9/21 Itaka, Grecja Thinkstock Mityczna Itaka jest zdecydowanie mniej popularna od Krety, Rodos czy Zakynthos. Nawet największe miasteczko na wyspie Vathi zachowało swój tradycyjny, uśpiony klimat z kawiarniami i tawernami ze znakomitymi daniami z ryb i owoców morza. "Nie przegapcie spektakularnych widoków z opuszczonego klasztoru nad wioską Exogi" - poleca Lonely Planet. 10/21 Mediterranean Steps (Schody Śródziemnomorskie), Gibraltar Thinkstock To bardziej wymagający i rzadziej wybierany wariant zdobycia gibraltarskiej skały. Szlak o długości 1,5 km gwarantuje fantastyczne widoki na Europę i Afrykę podczas wędrówki wśród makii i wapiennych skał, z okazją zobaczenia sokołów wędrownych i innych ptaków, zajrzenia do jaskiń oraz dział baterii O'Hara z II wojny światowej. 11/21 Pojezierze Fińskie, Finlandia Thinkstock Kraina jezior, lasów i wysepek to wg Lonely Planet miejsce na "ucieczkę w samotność". Najlepszym sposobem jest oczywiście wynajęcie łodzi lub kajaka, który umożliwia dotarcie w najbardziej odludne zakątki. Wydawnictwo poleca wizytę w parkach narodowych Linnansaari i Kolovesi i próbę wypatrzenia rzadkiego podgatunku foki obrączkowanej - Saimaa. 12/21 South Cotswolds, Anglia Thinkstock Południowa część regionu pozostaje zdecydowanie poza uwagą gości, którzy odwiedzają ten region pofalowanych, zielonych wzgórz, farm i malowniczych miasteczek. Życie wciąż toczy się tutaj wolno i równie często "zobaczyć można traktory jak SUV". Lonely Planet zachęca do odwiedzin w Malmesbury, Norton i Sherston. 13/21 Dolina górnego Dunaju i Beuron, Niemcy Shutterstock Przełomowa dolina górnego Dunaju to świetne miejsce na wycieczki rowerowe czy konne. Gwarantuje wspaniałe widoki gęstych lasów, wapiennych klifów i malowniczych miasteczek, takich jak Beuron. 14/21 Belgrad, Serbia Shutterstock Lonely Planet nazywa Belgrad "wyjątkowo energetyczną stolicą", co może być zaskoczeniem ze względu na trudną i burzliwą przeszłość miasta. Miasto oferuje zarówno klimatyczne knajpki na Skadarliji, jak i roztańczone barki cumujące przy nabrzeżach Dunaju i Sawy. 15/21 Tartu, Estonia Shutterstock Tartu stawiane jest w opozycji do popularnego Tallina. To studenckie miasto żyje sztuką i imprezami. 16/21 Wiejska Andaluzja, Hiszpania Thinkstock Andaluzja z plażami Costa del Sol i zabytkami Sewilli, Kordoby cze Granady jest jednym z najpopularniejszych miejsc w Hiszpanii. Turyści omijają jednak jej sielankowe, wiejskie zakątki z zielonymi wzgórzami, gajami oliwnymi i urokliwymi wioskami. W Andaluzji stworzono też sieć tzw. zielonych dróg (via verdes) czyli szlaków rowerowych i pieszych wykorzystujących nieużywane linie i nasypy kolejowe. Lonely Planet poleca chociażby Vía Verde de la Subbética. 17/21 Reykjavik, Islandia Shutterstock Lonely Planet wyróżnia stolicę Islandii za znakomite muzea, baseny geotermalne, przytulne kawiarnie, światowej klasy restauracje i kluby, z których wywodzą się popularne i znane zespoły. Na szczególną rekomendację zasłużył 12 Tónar. 18/21 Bozcaada, Turcja Thinkstock Niedużę wyspę na Morzu Egejskim zamieszkuje zaledwie 3000 mieszkańców. Mimo tego, że dość łatwo dostać się tu ze Stambułu, to wciąż jest mało popularna wśród turystów, dzięki czemu zachowała urok i spokój. Brukowane uliczki, kawiarenki, zaciszne zatoczki i niewielkie porty, malownicze pola, meczety... 19/21 Cluanie, Szkocja Thinkstock "Wycieczki nad Loch Ness skupiają się na jego zachodnim wybrzeżu, podczas gdy wschodnie pozostaje ciche i spokojne, a pub Dores Inn ma nawet swój własny punkt widokowy do wypatrywania Nessie" - pisze Lonely Planet. 20/21 Amiens, Francja Thinkstock Są dwie rzeczy, dla których trzeba odwiedzić Amiens: wizyta w potężnej katedrze oraz skosztowanie lokalnej słodkości znanej jako macaron d’Amiens. 21/21 Dublin, Irlandia Shutterstock Pozostałe miejsca zamieszczone w "Secret Europe" Lonely Planet to: - Cabo de Gata, Hiszpania - półwysep Cromane Peninsula, Irlandia - gospodarstwo Il Frantoio w Ostuni, Włochy - Dihovo, Macedonia - Lacjum, Włochy - Sammlung Boros (bunkier zamieniony na galerię sztuki) w Berlinie, Niemcy - zamek Satzvey w Mechernich, Niemcy - Milia, Kreta, Grecja - Vila do Bispo, Portugalia - ogrody Palais Royal w Paryżu, Francja - Kvartira, Kaliningrad, Rosja - Nocelle, Włochy - Kjerringøy, Norwegia - The Kinmel Arms, Conwy, Walia - restauracja Konoba Ćatovića Mlini, Morinj, Czarnogóra - "stara Albania" na wystawie zdjęć Marubi, Szkodra, Albania - Wilton's Music Hall, Londyn, Anglia - Park Narodowy Prypeci (Pripyatsky), Białoruś - ukryte kawiarnie Pragi, Czechy - restauracja Potetkjelleren, Bergen, Norwegia - sekretne gorące źródła Norðurfjörður, Islandia - The Hidden Hotel, Paryż, Francja - Muzeum Sztuki Ulicznej w Zagrzebiu, Chorwacja - Romagne-sous-Montfaucon, Francja - Sala del Consiglio dei Dieci, Wenecja, Włochy - klub Bharma, Barcelona, Hiszpania - Dublin, Irlandia - gorąca sauna brzozowa, Sigulda, Łotwa - Schreierstoren, Amsterdam, Holandia - Battle, Anglia Data utworzenia: 5 czerwca 2014 14:48 To również Cię zainteresuje Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Znajdziecie je tutaj.
Światowej sławy odkrywca i badacz oceanów, Robert Ballard, zabierze nas w podroż w podmorskie głębiny, gdzie on i jego zespół poszukują ukrytych skarbów oceaSobota, 25 marca 2017 (13:01) Odkryta w ubiegłym roku w Sokołowsku na Dolnym Śląsku "sztolnia Australijczyka" może kryć kolejne tajemnice. Istnieją przypuszczenia, że może być tylko przedsionkiem większego obiektu: odkryty korytarz kończy się nietypowym zawałem, a za nim mogą znajdować się kolejne tunele! W sobotę ruszył drugi etap poszukiwań, a w rozwiązaniu zagadki mają pomóc odwierty. Do tej pory w sztolni znaleziono przede wszystkim przedmioty codziennego użytku sprzed minimum 70 lat, z czasów II wojny światowej. Takie skarby odnaleziono w "sztolni Australijczyka" do tej pory /Fot. Grupa Eksploracyjna Miesięcznika "Odkrywca" /Materiały prasowe Ta historia zaczęła się w 2010 roku, gdy odebrałem telefon od dawnego mieszkańca Sokołowska, który od lat mieszka w Australii. Henryk Marek stwierdził, że wie, gdzie w okolicach jego rodzinnej miejscowości znajduje się jedna z poniemieckich sztolni, w której może być coś ukryte. Interesowała go legalna próba przeprowadzenia poszukiwań - opowiada Łukasz Orlicki z Grupy Eksploracyjnej Miesięcznika "Odkrywca", który koordynuje prace w Sokołowsku. Poszukiwania udało się zorganizować rok temu dzięki zaangażowaniu Grupy Poszukiwawczej "Riese", przychylnej postawie wojewódzkiego konserwatora zabytków i pomocy miesięcznika "Odkrywca". Takich historii o tym, że Niemcy mieli coś ukrywać pod ziemią pod koniec wojny w różnych miejscowościach na Dolnym Śląsku, znamy dziesiątki. W tym przypadku szybko przekonaliśmy się, że to nie jest typowa "skarbowa" legenda. W miejscu, które wskazał Henryk Marek, rzeczywiście znajdowała się zasypana sztolnia. Nikt się tego nie spodziewał - przyznaje Orlicki. Jak mówią poszukiwacze, korytarz został wydrążony w nietypowym miejscu, budzącym zdziwienie specjalistów od górnictwa czy podziemnych budowli z czasów II wojny światowej. Nikt wcześniej nie wierzył, że pod ziemią jest tunel. Wystarczyło jednak, że koparka wybrała zaledwie kilka łyżek ziemi ze wskazanego miejsca i oczom poszukiwaczy ukazała się wlot do wyrobiska. Sztolnia jest długa na blisko 21 metrów. W środku odnaleziono warstwę "śmieci" z czasów II wojny światowej. Były to stare bańki po farbach, wazony, fragmenty ceramiki, naczyń czy miski. Znaleziono także bardziej intrygujące przedmioty: znak tożsamości X Poznańskiego Pułku Ułanów z czasów I wojny światowej czy łuski od niemieckiego karabinu Mauser. Według pana Marka, w 1945 roku Sokołowsko miało być zajęte na kilka dni przez jedną z niemieckich jednostek. Wprowadzono godzinę policyjną, po osiemnastej mieszkańcy mieli pozostawać w domach. Wtedy to żołnierze mieli ukrywać w tej sztolni tajemniczy ładunek. By zamaskować te działania, sztolnia została nie tylko zasypana, ale miano również wrzucić do niej różnego rodzaju niepotrzebne przedmioty. Zwróciło naszą uwagę, iż "śmieci" nie zostały bezładnie porzucone w pobliżu wejścia, jak należałoby się spodziewać, ale rozłożono je równą warstwą na blisko piętnastu metrach. Jest to zastanawiające. Według Henryka Marka, na końcu znajduje się specjalnie spowodowany zawał, a za nim kryją się kolejne chodniki. Tam, jak twierdzi, zostały ukryte cenniejsze przedmioty - mówi Orlicki. Historia jest na tyle interesująca - i obiecująca - że zapadła decyzja, by przeprowadzić drugi etap prac. W projekt ponownie są zaangażowane Grupa Eksploracyjna Miesięcznika "Odkrywca" i Grupa Poszukiwawcza "Riese". Prace prowadzone są za zgodą konserwatora zabytków. W kilku wyznaczonych w pobliżu sztolni miejscach wykonane zostaną odwierty, które mają wskazać, czy pod ziemią znajdują się puste przestrzenie. (e)
27.04 w godz. 10:00 - 13:00 w Niepublicznym Przedszkolu Muzycznym Stonoga ul.Koryznowej 2 w Lublinie ( budynek za Centrum Medycznym Farmed). Naszym gosciem bedzie Pani mgr Karolina Goral z Uniwersytetu Medycznego.Ukryte Skarby TVP. 683 likes.
Plany poszukiwań "złotego pociągu" Pawel Relikowski / Polska PressDolny Śląsk jest regionem, w którym od lat szuka się ukrytych przez Niemców w czasie II wojny światowej skarbów i dóbr kultury na czele z Bursztynową Komnatą. Hitlerowcy zwozili tu to, co zrabowali w Polsce, na Ukrainie i w Rosji, ale starali się też ukryć prywatne kolekcje. Wielu cennych dzieła sztuki nie odnaleziono do dzisiaj. Szuka się też tzw. wrocławskiego złota - depozytu mieszkańców Festung Breslau. Złoty pociąg - bez względu na to czy zostanie odnaleziony czy nie - zdjął z Wałbrzycha odium skojarzeń z biedaszybami. Skojarzeń, które wbrew pozorom nie pojawiły się wraz z upadkiem tutejszych kopalń węgla kamiennego. O biedzie Wałbrzycha pisali też koledzy Helmutha Jamesa von Moltke, jednej z czołowych postaci antyhitlerowskiego Kręgu z Krzyżowej. Z nędzą, jaką dzisiaj znamy z opisów Emila Zoli, zderzyli się po I wojnie światowej, kiedy w wąskiej grupie studentów i intelektualistów zastanawiali się, jak zreformować Niemcy, by były lepsze. Od wtorku Wałbrzych na całym świecie jest kojarzony jako miasto, gdzie może być ukryty „złoty pociąg” nazistów z bezcennymi skarbami. Ale tak po prawdzie, to cały Dolny Śląsk jest miejscem ważnym dla każdego poszukiwacza skarbów. W 1944 roku kiedy płonęła Warszawa, do niemieckiego Breslau dopiero dochodziły ponure odgłosy frontu. Nic dziwnego, że to na Dolny Śląsk zwożono z Generalnej Guberni zrabowane obrazy, meble, rzeźby czy kosztowności. Tutejsze góry, a szczególnie sztolnie wybudowane przez więźniów obozu Gross Rosen, którego filie stniały niemalże w każdy większym mieście, do dzisiaj kryją w sobie więcej pytań niż odpowiedzi. I wciąż odkrywane są nowe korytarze choćby kompleksu „Rhiese”, czyli „Olbrzym”. Günther Grundmann, urodzony w mieście Hirschberg, czyli w Jeleniej Górze, historyk sztuki, malarz i konserwator zabytków na rok przed przejęciem przez Adolfa Hitlera władzy w Niemczech został prowincjonalnym Konserwatorem Zabytków Dolnego Śląska i był nim aż do końca wojny. Zmarł w 1976 roku, mając 84 lata, w Hamburgu, gdzie od 1950 roku był Krajowym Konserwatorem Zabytków Wolnego Miasta... CZYTAJ TAKŻE: Oto, ile kosztuje szukanie złotego pociągu. Kto za to płaci?Pan profesor z racji funkcji wiedział, co kryją właściciele pałaców i zamków, których na Dolnym Śląsku było naprawdę dużo (dość uświadomić niezorientowanych, że w samej Dolinie Ogrodów i Pałaców, czyli w Kotlinie Jeleniogórskiej, jest ich więcej niż w Dolinie Loary) - wysłał listy do prywatnych kolekcjonerów z prośbą o podanie szczegółów dotyczących ich zbiorów i wyszczególnienie dzieł, które ich zdaniem należy zabezpieczyć przed zniszczeniem. Na 250 wysłanych próśb przyszło ponad 160 odpowiedzi. Kolekcjonerzy wytypowali 552 obrazy, 90 rzeźb, 373 meble, grafiki i kilka tysięcy przedmiotów rzemieślniczych. I kiedy stało się jasne, że tylko Wunderwaffe może zmienić losy wojny rozpętanej przez Hitlera 1 września 1939 roku, Günther Grundmann uznał, że bezcenne rzeźby, obrazy, kosztowności, meble należy ukryć. Skrytka, wódka i Rosjanie„Wyruszyliśmy z Warszawy ciężarówką, zaopatrzeni w kilka skrzyń nie pieniędzy, ale alkoholu - nie dla własnego użytku. Wiadomo było, że to najpewniejszy środek płatniczy załatwiający np. tak ważne dla nas zaopatrzenie w benzynę. Poza tym mięliśmy przepustkę na tereny, na które nie wolno było wyjeżdżać. To wszystko. Nasza właściwą bazą były Katowice. Jechaliśmy na Śląsk, przede wszystkim do Świdnicy. Było to duże centrum niemieckie, a od kolejarzy mięliśmy wiadomości, że pociągi dochodziły właśnie do Świdnicy i tam były rozładowywane” - wspominał profesor Jan Zachwatowicz, generalny konserwator zabytków w latach 1945-1957, uczestnik ekspedycji kierowanej przez profesora Stanisława Lorentza. Specjalna grupa, jeszcze przed kapitulacją III Rzeszy, ruszyła za frontem, by ratować to, z Polski wywieźli Niemcy. Również przed Armią Czerwoną. Bo na Dolnym Śląsku Niemcy ukryli dzieła zrabowane w początkach wojny i te, które kradli w czasie powstania Świdnicy polska ekspedycja odnalazła magazyny, w których miały być ukryte dzieła sztuki. Ale w tych magazynach byli też Rosjanie, więc profesor Zachwatowicz jako argumentu w rozmowach z nimi użył skrzynkę wódki. Alkohol rzeczywiście rozwiązał języki i przy okazji otworzył drzwi, ale okazało się, że w magazynach są tylko ubrania - III Rzesza nie gardziła bowiem żadnym łupem. Polacy nawet nie kryli zawodu, ale wtedy jeden z oficerów przyprowadził im niemieckiego magazyniera, siedzącego u nich pod kluczem. Jakich użyto argumentów, nie wiadomo, ale faktem jest, że Niemiec najpierw przekonywał, że nie ma zielonego pojęcia o jakichkolwiek dziełach sztuki, ostatecznie jednak ujawnił miejsce ukrycia ksiąg magazynowych. „1. Adelsdorf koło Goldbergu - podobno w starym spichrzu: rękopisy Ossolineum i kilkaset skrzyń książek z Biblioteki Jagiellońskiej; 2. Seichau, powiat Jaworze (Jauer) - w zamku Richthoffenów: zbiory z Wawelu, Muzeum Czartoryskich i inne; 3. Warmbrunn koło Jeleniej Góry (Hirschberg) - w zamku Schafgotschów: zbiory Muzeum Narodowego w Warszawie, podobno 3 czy 5 wagonów kolejowych; 4. Bauten w zakładzie karnym: archiwalia z Warszawy; 5. Kuhnau koło Wrocławia - zbiory Muzeum Narodowego w Warszawie i inne; 6. Świdnica - zbiory z Warszawy” - to tylko część zapisów z owych ksiąg, które jak wspominał profesor Zachwatowicz, okazały się dla polskiej ekspedycji bezcenne. Na liście (która kończy się na 21 czerwca 1944) znajdowało się około 80 miejsc na terenie Dolnego Śląska - kościołów, pałaców, piwnic, sztolni, wyrobisk i innych obiektów. najprawdopodobniej jednak Grundmann wyznaczył kolejnych 100 miejsc, które do tej listy nie zostały już dopisane.Koncepcja ukrytych skarbów zawsze fascynowała ludzi. Przez wieki, skarby takie jak złote monety, klejnoty, relikwie i starożytne artefakty były ukrywane, zagubione lub zapomniane, tylko po to, aby być odnalezione przez szczęśliwych poszukiwaczy skarbów. Ten artykuł poświęcony jest ukrytym skarbie, badając różne typy, znane historie odnalezienia oraz techniki poszukiwania. Typy
Serwisy udostępniające pliki wideo do oglądania nie pozwalają na ich zapisywanie na dysku. Wyświetlany klip jednak i tak pozostaje, ukryty, w twoim komputerze. Wystarczy go odnaleźć, a to wcale nie jest trudne. Filmiki z popularnych serwisów YouTube czy Wrzuta, mimo że są plikami strumieniowymi, za każdym razem, kiedy je oglądasz, są pobierane na dysk twojego komputera. Nie są jednak widoczne dla zwykłego użytkownika. Są przechowywane jako pliki tymczasowe w katalogach systemowych. Wystarczy zatem poznać lokalizację tych katalogów, by można było te pliki stamtąd wyciągać. Zadanie, choć na pierwszy rzut oka wydaje się skomplikowane, jest dość proste, zwłaszcza w przeglądarce Internet Explorer. Nieco trudniej jest w Operze, w której przechowywane pliki nie mają rozszerzeń. Mimo to przy odrobinie wiedzy będziesz mógł odnaleźć poukrywane filmy i zapisać je w wygodnym dla ciebie miejscu. Dla ułatwienia zadania będziesz dodatkowo potrzebował menedżera plików, takiego jak np. Total Commander, oraz uniwersalnej przeglądarki plików graficznych, np. Irfan- View. W artykule podajemy sposób rozpoznawania, a następnie przegrywania filmów przeglądanych w internecie. Przygotowanie programu do wyszukiwania plików wideo Zanim zabierzesz się do wyciągania filmów z katalogów tymczasowych, musisz zainstalować program Total Commander oraz IrfanView wraz z całym pakietem pluginów do niego. Bez tego pierwszego nie dostaniesz się do ukrytego katalogu tymczasowego, nawet po zmodyfikowaniu parametrów wyświetlania w Eksploratorze Windows. Jednak, aby te foldery były także widoczne w menedżerze plików, należy zmodyfikować jego ustawienia. Zainstaluj, a następnie uruchom program Total Commander, klikając dwukrotnie jego ikonę Total Commander. W otwartym oknie kliknij cyfrę, jaka się wyświetli w podpowiedzi, a program się uruchomi. Przejdź do menu Konfiguracja i wybierz Opcje.... W otwartym oknie przejdź do zakładki Wyświetlanie i zaznacz funkcję Pokaż pliki ukryte/systemowe. Następnie kliknij przycisk OK. Teraz kliknij kolumnę Wielkość, tak by strzałka była skierowana w dół . Wszystkie pliki będą sortowane z uwzględnieniem ich wielkości, od największego do najmniejszego. Teraz znajdowanie plików wideo będzie łatwiejsze.
Tajemnicze zjawy, białe damy, zaklęte księżniczki, zabłąkane duchy, ukryte skarby i podstępne demony czają się we wszystkich regionach naszego kraju. Z każdą tego typu opowieścią wiąże się zaś niezwykła historia, która zapadła w pamięć naszych przodków, była przekazywana kolejnym pokoleniom i przetrwała do dziś mimo
Łukasz Kazek. Data i miejsce urodzenia. 14 kwietnia 1979. Wałbrzych. Zawód, zajęcie. dziennikarz, popularyzator historii. Alma Mater. Uniwersytet Wrocławski. Łukasz Kazek (ur. 14 kwietnia 1979 w Wałbrzychu) – polski dziennikarz i popularyzator historii, autor książek o tematyce historycznej, współautor programów telewizyjnych
.