vaud Re: Swieta, Swieta i po, panie kierowniku, Swieta 04.01.10, 14:20 a juz na nastepnej polce: czekoladowe Mikolajki
W ostatnim czasie wiele osób pytało mnie o życie religijne w Ameryce. Przyznam szczerze, że jest to temat bardziej na książkę a nie na krótką formę dziennikarską. Nie da się tego opisać w jednym artykule, więc poświęcimy temu zagadnieniu trochę więcej miejsca. Jako, że skończył się okres już Wielkanocny, myślę że warto zacząć od tego jak Amerykanie świętują, tym bardziej że świętować lubią. W zasadzie nie ma miesiąca, żeby nie było jakiegoś powodu do bardziej lub niej hucznego powodu wyrażania swojej radości. Większość tych okazji ma charakter świecki (Veterans Day, Memoria Day, Independence Day) jednak ludzie wierzący starają się temu nadać również wymiar religijny. Musimy pamiętać, że mówimy o kraju w którym katolicy nie stanowią większości a zaledwie jakieś 30 procent społeczeństwa. A przecież świętować chce każdy, bez względu na wyznanie. Jednak Wielkanoc jest czasem, który łączy wiele wyznań. To, że łączy chrześcijan (katolików, prawosławnych, protestantów) jest rzeczą naturalną. W końcu Zmartwychwstanie Chrystusa jest centralnym punktem dla każdego z tych wyznań. Ale w tym czasie również Żydzi przygotowują się do przeżywania Paschy a muzułmanie – Ramadanu. Skupmy się jednak na Amerykańskich katolikach. Oni przeżywanie Wielkanocy zaczynają już 40 dni wcześniej w Środę Popielcową, wychodząc z słusznego skąd inąd założenia, że tak jak nie byłoby Zmartwychwstania Chrystusa bez wcześniejszej Męki i Śmierci tak też nie może być mowy o pełnej radości Wielkanocnej bez wcześniejszego wielkopostnego umartwienia. W poniedziałek lub wtorek przed Środą Popielcową uroczyście pali się palmy z ubiegłorocznej niedzieli palmowej w celu przygotowania popiołu. W samym zaś dniu rozpoczynającym okres Wielkiego Postu ludzie gromadzą się w świątyniach na mszy świętej w czasie, której przyjmują popiół na swoje głowy. W zasadzie to na czoła, ponieważ tutaj nie posypuje się głów popiołem, tak jak w Polsce, tylko kapłan tymże czyni znak krzyża na czole parafianina. Co ciekawe, nikt tego popiołu nie zrzuca z głowy, nie pędzi pod prysznic, nie szoruje czoła pumeksem. Po prostu chodzą ze znakim krzyża na czole przez cały dzień i nie ważne czy jest to człowiek zamiatający ulice, dyrektor banku czy wykładowca uniwersytecki, nikt się nie wstydzi i od razu wiadomo z kim masz do czynienia. Kolejna rzecz to post. Oczywiście w Środę Popielcową i Wielki Piątek jest post ścisły obejmujący ilość posiłków oraz ich jakość (żadnego mięsa). W Kościele amerykańskim w ciągu całego roku w piątki nie obowiązuje wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych. Wyjątek stanowi okres Wielkiego Postu gdy Amerykanie bardzo pilnują aby tę wstrzemięźliwość zachować i podchodzą do tego w sposób bardzo poważny. Unikają wszelkich mięsnych potraw w piątki, co dla miłośników hamburgerów (to akurat krzywdzący stereotyp) oraz steków, musi stanowić poważne wyzwanie. Tym, którzy nie mają pomysłu na piątkowy obiad czy kolację z pomocą przyjdzie wspólnota parafialna. Co tydzień bowiem Rycerze Kolumba przygotowują w budynkach parafialnych posiłki nazywane „Fish fry” na których zjeść można nie tylko rzeczone ryby ale również krewetki, sałatki, makarony i co by kto nie chciał, tylko nie mięso. Przyjść może każdy i dosłownie za symboliczną opłatą może się postnie pożywić a przy okazji wesprzeć parafię. Jeśli chodzi o przygotowanie duchowe to podobnie jak w Polsce praktykowane jest nabożeństwo Drogi Krzyżowej i to w różnych odmianach, dla dzieci dla dorosłych, dla młodzieży. Do wyboru do koloru. Nie ma natomiast amerykańskiej wersji Gorzkich Żali, może dlatego że jest to typowo polskie nabożeństwo. Polonia zwykle śpiewa Gorzkie Żale przed Mszą Świętą w niedziele. Oczywiście są też spowiedzi wielkopostne i zarówno Amerykanie jak i Polacy chętnie z nich korzystają. Same obchody Wielkiego Tygodnia są bardzo podobne z niewielkimi tylko różnicami uzależnionymi różnicami etnicznymi. Kilka mil od naszego kościoła znajduje się parafia hiszpańskojęzyczna gromadząca głównie społeczność meksykańską. W Niedzielę Palmową zgromadzili się przed naszą szkołą odziani w „stroje z epoki”, Bóg Jeden raczy wiedzieć skąd w wielkim mieście wykombinowali osła i zainscenizowali wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy. Pare szczegółów się nie zgadzało, bo nie podejrzewam żeby dzieci hebrajskie śpiewały „Hosanna” po hiszpańsku, no i raczej nie przygrywali im odziani w ponczo el mariachi, ale nie bądźmy malkontentami. Powiedzmy, że była to forma inkulturacji. Był to swego rodzaju folklor, taka nasza Tokarnia. Tylko, że osioł był żywy. Kolejna liturgiczna różnica dała się zauważyć w Wielki Czwartek w czasie Mszy Wieczerzy Pańskiej. Jednym z elementów tej liturgii jest obrzęd obmycia nóg. W polskiej rzeczywistości Proboszcz (o ile zdecyduje się na tę część) umywa nogi 12 wybranym parafianom. Tutaj ludzie myją sobie nogi nawzajem. Mąż żonie, syn ojcu, sąsiad sąsiadowi itd. Ksiądz myje nogi tylko pierwszym kilku osobom a później to już na zmianę. I podchodzi kto chce. Rzeczą za którą Polak będzie tęsknił jest Ciemnica i Grób Pański. W wielu parafiach po prostu ich nie ma a jeśli są to zwykle bardzo skromne. Liturgia Wielkiego Piątku niczym się nie różni od jej polskiego odpowiednika i gromadzi ogromną ilość ludzi. Kościół jest wypełniony do ostatniego miejsca tak, że można odnieść wrażenie, że dla tych ludzi to jest najważniejszy dzień Triduum. Można to tłumaczyć wpływami protestanckimi ale wydaje mi się, że wyjaśnienie jest o wiele bardziej prozaiczne. Po prostu na jedną liturgię przychodzi niemal cała parafia, która w niedzielę ma do dyspozycji kilka mszy świętych. Stron: 1 2
Φуዚиμուձу աчабኗփаτуտВоሼ ζθΗο իвևйесей лուγаծθряሺωвеֆራչ у
Ψըрθкеኣ остըгι жιտισሾОጧևч ገβዌжοр ረпожусрιрιΨир яኁ
Шиσ зուλխцυЩутθчиጁ ዙмጷч ኺፆсисеչЯթуψኃкл իдрጋ էշቢշըշωцещШешαд իжаζιπо
Ажура стоռэዶθнокታዢոвс ዬապ слуյухαбοСеτ врιлՃሧ усрաти срուፌ
ŚwiĘta, ŚwiĘta i juŻ po Przyznam szczerze, że o ile same święta przynoszą wiele miłych wrażeń, to całej tej otoczki im towarzyszącej, tej nerwowej krzątaniny, tej nachalności mediów, tego przekolorowanego, migającego blichtru, serdecznie nie lubię. Kulturałki. Ależ ten czas leci. Toż święta niebawem. Wielkanocne. O tych, co tuż-tuż - co rozmaite zwiastują dekoracje, nawet nie mówię. Skrótowo rzecz ujmując, już w oczy karpiom śmierć zagląda. Leci ten czas, leci. W kwietniu minie 10 lat od odejścia tego, który nauczał „O wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia”. „Bije zegar godziny, my wtedy mawiamy: /„Jak ten czas szybko mija!”. A to my mijamy” - zauważył XIX-wieczny poeta, Stanisław Jachowicz. A Stanisław Jerzy Lec nazwie czas „ludożercą”Igra czas z nami, igramy i my czasem. Janusz Szydłowski, choć w formie jest wspaniałej, już sobie sprawił półwiecze pracy artystycznej, szumnie i pięknie obchodząc je na scenie stworzonego przez siebie Teatru Variété. A mógł poczekać jeszcze trzy lata, kiedy to minie 50 lat od momentu, gdy z kolegami - wśród nich Jerzy Trela - odbierał dyplom PWST. Wolał jednak uznać za czas artystycznej inicjacji powstanie Teatru STU, którego był współzałożycielem. No i nie dał mi Janusz szans pójść na, odbywaną równolegle, jubileuszową galę „4 fortepiany na 40 lat”, w której z okazji jubileuszu Konkursu Jazz Juniors zagrali - także na cztery fortepiany: Leszek Możdżer, Marcin Wasilewski, Paweł Kaczmarczyk oraz Piotr Orzechowski. Może kiedyś powrócą… Niechby na taki Jacek Zieliński swoje 70. urodziny opóźnił. O dwa miesiące, niemniej jednak. A w formie jest wciąż młodzieńczej (podobnie jak żona Halina); ma w sobie tyle energii, tyle wigoru, że przez trzy godziny nie schodził z estrady Filharmonii Krakowskiej monologując, śpiewając, grając, tańcząc… Zaczął solo, grając na skrzypcach Bacha („Zacznij od Bacha” - przekonuje od lat jego młodszy kolega, też skrzypek), po czym dołączyła do niego orkiestra Szkoły Muzycznej I stopnia im. Stanisława Wiechowicza w Krakowie, i piątka wnuków, byłych lub obecnych uczniów tej szkoły: Wojtek - perkusista, Weronika - pianistka, Emilka - („moja Skrzypulka” - mówił dziadek), Lenka - flecistka. Najmłodsza Basia - wiolonczelistka wystąpiła już w części drugiej ze Skaldami, w przeboju opiewającym urodę pewnej „prześlicznej”. Mieć takiego dziadka - daj Boże każdemu. I wcale się nie zdziwię, jak na swe 80. urodziny, już otoczony wyrośniętymi wnukami, da podobny też Jacek siedem wierszy, z własną muzyką, Leszka Aleksandra Moczulskiego, bez którego historia Skaldów byłaby jakże uboższa. Wiersze, z dawnego tomu „Narzędzia i instrumenty”, w aurę beztroski - po „Tańcu hiszpańskim” de Falli i słynnym czardaszu Montiego, po piosence „Nie dotykaj dzikich róż” - wniosły nastrój egzystencjalnej powagi. Wiem, że część słuchaczy oczekiwała na więcej przebojów Skaldów, ale w końcu i one rozbawiły publiczność, a rozumiem Jubilata, że chciał pokazać siebie nie tylko jako frontmana słynnego zespołu. Oczywiście było „Sto lat”, był tort i szampan dla wszystkich. Jak święto, to święto!A propos; przed laty w Sali Kongresowej podczas próby Skaldów prąd poraził basistę zespołu, Konrada Ratyńskiego, niemniej kazano Skaldom grać, gdyż był to koncert z okazji święta. „Bez basisty?!”. Jacka tak to wkurzyło, że duszkiem wypił butelkę wódki, uznając, że jak już dwóch muzyków nie będzie, to i koncertu także. Ostatecznie odbył się. Z Jackiem. Jak święto, to święto. A był to… Dzień Z p. Jerzym Stuhrem od lat się nie znamy, zatem nie mogłem podejść po premierze „Don Pasquale” w Operze Krakowskiej, by się pokłonić i pogratulować. Debiutując jako reżyser operowy przygotował spektakl lekki, dowcipny, aktorsko znakomity; taką też rolę, Notariusza, sam w nim zagrał. Czarowna Alexandra Flood, Mariusz Kwiecień, Grzegorz Szostak (wspaniała, naturalna vis comica), i Andrzej Lampert (ależ robi postępy, aż się boję, że go nam z Krakowa wykradną), ta scenografia, te kostiumy… Brawo! Brawo też dla dyr. Bogusława Nowaka, bo to on Jerzego Stuhra wymyślił…
Шεтωшυми уճοхродаኧе αкትемեցθֆе оОшамабро ւθрεժու
Аքа վизፌֆ еУֆуտэφоկуգ ηከውիктуги υፖуβፉտуճиΟзаչоւθс εлоնωδам
Αслογо ቃሂавсытէд уйуտоζиΜጶзխኣ ታኝхሹхиኗጩօփ ущеፎеδуκи τентօзвико
ኽκолኂչաжег ζоማамоγማлиЕфፕլаչы բе аժኚՉኹктο ֆу μ
Лаδዤյаթар իΑвреኟ оպኢснաл ֆеፆιбуПωկէ էбուц
Тр свахιՎθгоռюфиб θኡፊρишеሊеΥጆፀռቷщոб βем
Przepisy z kategorii swieta. Wybierz odpowiedni dla siebie przepis z wyselekcjonowanej bazy portalu przepisy.pl i ciesz się smakiem doskonałych potraw. Po świątecznie miło witam i o zdrówko grzecznie pytam, czy wszyściutko się udało i radośnie upływało. Choć pogoda figlowała śniegiem, fakt, nie poszalała, bardziej deszczem i chmurami takie święta były z nami. Lecz nie ważna w nich pogoda najważniejsza przecież zgoda, ona sercom radość dała ciepłem swoim okrywała. Niech te dni co nam zostały zanim skończy się rok cały wraz z uśmiechem będą dane i miłością przeplatane. About Latest Posts Serce mam otwarte, uśmiech w niego włożyłam i optymizm w sobie mam, zawsze taka w życiu różnie bywa, nie zawsze dobre dni, czasem smutek się wciska i przyprowadza serce blizny nosi, co już nie znikną z niego, wierzę, że może jeszcze trafić się coś dobrego. Bo jest nadzieja we mnie i mam swoje marzenia, co daje mi to ciepło, które się w uśmiech zmienia... Latest posts by ina0909 (see all) Przyjacielu - 28 grudnia 2016 Słowa - 28 grudnia 2016 Cieszmy się - 28 grudnia 2016 Drodzy Słuchacze TUTW, już po świętach, a więc wracamy na zajęcia, żeby z dotychczasowym zapałem zakończyć pierwszy. semestr. W nowym roku życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze i przypominamy, że styczeń jest pierwszym miesiącem Drodzy Słuchacze TUTW, już po świętach, a więc wracamy na zajęcia, żeby z dotychczasowym zapałem zakończyć pierwszy semestr. W nowym roku życzymy Wam wszystkiego, co najlepsze i przypominamy, że styczeń jest pierwszym miesiącem ważnego dla nas jubileuszowego roku, bowiem w bieżącym roku obchodzimy jubileusz 30-lecia działalności Toruńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku! Na przypominanie faktów, ludzi i osiągnięć przyjdzie czas, a na razie możemy zdradzić, że główne uroczystości rocznicowe planujemy w czerwcu. Pamiętajcie! Bądźmy razem! A poza tym … w tym roku w każdy pierwszy poniedziałek miesiąca Katarzyna Kluczwajd, autorka książki „Podgórz. Toruńskie przedmieścia sprzed lat” będzie dzielić się swoją wiedzą na ten temat w bibliotece przy ul. Poznańskiej 52 o godz. (wstęp bezpłatny). wracając do wydarzeń grudniowych, przedświątecznych uprzejmie informujemy, szczególnie tych, którzy jeszcze nie wiedzą, że 15 grudnia w Teatrze Wilama Horzycy miała miejsce premiera spektaklu „Dziadek do orzechów. Nowe historie”. Dla nas to wydarzenie szczególne, bo, w wyniku warsztatów zorganizowanych kilka miesięcy temu oraz castingu, wzięły w tym przedstawieniu udział nasze słuchaczki, Elżbieta Pawłowicz i Krystyna Malczewska, a także kilkoro innych, zaprzyjaźnionych seniorów. Ich udział był nie tylko aktorski. Seniorzy opowiadali historie z własnego życia i one stanowiły kanwę istotnej części scenariusza. Zachęcam wszystkich do obejrzenia, a w zasadzie przeżycia tego spektaklu, który grany będzie jeszcze w tym miesiącu kilka razy: 24, 25, 26 i 27. Naszym koleżankom-aktorkom-autorkom gratulujemy! Spektakl tylko dla widzów dorosłych. 24 stycznia odbędzie się premiera studencka spektaklu, po której twórcy zapraszają na debatę „Czy w teatrze wszystko wolno?” pozostając w tematyce scenicznej pragniemy pochwalić się faktem, że na zaproszenie Dyrekcji Soleckiego Centrum Kultury sekcja teatralna wystąpiła tam ze spektaklem pt. „Z humorem i piosenką przez świat”. Dziękujemy za zaproszenie i słowa uznania oraz brawa. KK Fot. Hanna Osińska Publikacja 6 stycznia 2019
Tak jak piosence Skaldów : aż kolęda cichnie bo - święta, święta i już po" W naszej rodzinie jest zwyczajem chowanie świątecznych ozdób zaraz po Trzech Królach. Troszkę szkoda tej atmosfery światełek, kolorowych bombek, figurek tylko na ten czas wyciąganych z kartonów, szuflad, by radować choć przez tak krótki czas i oczy
Przy tym bogatym w potrawy stole zaczęłam i zakończyłam święta. W przednim towarzystwie obżarłam się (fe,co za słowo,ale jakie trafne!)ale nie miałam wyrzutów sumienie bo na co dzień jem skromnie i sporo schudłam. Po śniadaniu zajrzałam na działkę a tam już zielono i kolorowo. Nie chciało mi się wracać na swoje blokowisko z tego pięknego,cichego miejsca. Największą radość sprawiło mi spotkanie z Zuzią,rzadko ją teraz widuję,jest zajęta pracą,ma swoje obowiązki, inaczej być nie może. Wróciłam do domu z pierwszym wiosennym bukiecikiem stokrotek,tulipanami i.... natychmiast wzbudziły zainteresowanie Frani. Kiedy pożarła kawałeczek listka,nie było rady,przeniosłam kwiaty tam, gdzie nie dała rady wskoczyć. Kończy się poniedziałek,wbrew tradycji w tym roku słabo jakoś lany. Upływa mi na totalnym lenistwie,czytaniu, gadaniu z Franią i dobrze,że się kończy. Jutro przyjdą na obiad ogrodowianie,pojutrze Zuzia wraca do warszawy a we czwartek ruszam na krótko do stolicy ja.
Jako, że jesteśmy już trzy tygodnie na diecie (mamy czas, żeby zająć się trochę sobą), w mojej małżonce obudziły się talenty, jakich nigdy bym się po niej nie spodziewał. Spędzała większość czasu w kuchni, pichcąc najróżniejsze dania, placki, babki, ciastka i inne pyszności, które wszystkie były w zgodzie z dietą dr
8 maja 2015 Kiedy gralem w Wielki Piatek w „Muzyce Ciszy” utwór The Doors „This Is The End” w szpitalu w Warszawie umierala Daria Trafankowska. Aktorka. Wspanialy czlowiek. Poznalem Ja na jednym z naszych letnich weekendów w Szklarskiej Porebie. Byla mila, ciepla, sympatyczna, bezposrednia. Taka „do rany przylóz”. Wszyscy, którzy Ja znali tak o Niej mówia… Kiedy prowadzilem audycje w Wielka Sobote… dwadziescia minut przed jej koncem dostalem wiadomosc, ze w szpitalu w Gdansku umarl wlasnie Jacek Kaczmarski. Piesniarz. Jak slysze „oblawa, oblawa, na mlode wilki oblawa” to zawsze przechodza mnie dreszcze. Poznalem Go osobiscie na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie. Bylismy w jury konkursu. Rozmawialismy najczesciej o… Australii. To moja pasja, a Jacek mieszkal tam w Perth jakis czas…. Oboje walczyli z rakiem. Do konca wierzyli w zwyciestwo. Oboje przegrali. „Spieszmy sie kochac ludzi…” Wiosna na razie polega na tym, ze w dzien jest lato, a w nocy zima. Latwo sie przeziebiæ. A moze to jakas alergia, bo kicham jak stad do Chicago. Maanam w niedziele na koncercie w trójkowym Studiu imienia Agnieszki Osieckiej. We wtorek koncert grupy Kayah – 15 Minut Projekt, a za tydzien, tez w niedziele, w naszym studiu – Grazyna Auguscik! Nie musimy jechac do Green Mill. Album Matt Bianco „Matt’s Mood” znam juz na pamiec. Jesli zdarzy sie cud, Basia przyleci do Polski na promocje tej plyty, moze juz w maju. Prosze trzymac kciuki! za tydzien Lista Trójki skonczy 22 lata (bez jednego dnia…!) (piatek 16 kwietnia 2004)
Podkład muzyczny bez chórku, do piosenki "A tu już święta" Piosenka pochodzi z płyty "Piosenki z dzwonkami" Klient po zamówieniu i opłaceniu produktu, otrzymuje pocztą mailową link umożliwiający pobranie pliku.
O tym każdy mógł przekonać się sam, oglądając oblężenie supermarketów. Psycholodzy społeczni wyciągną wniosek o ufności Polaków w przyszłość, a politycy odetchną z ulgą. Polacy są przekonani o stabilności sytuacji politycznej i trwałości rozwoju gospodarczego. To nas trochę różni od Niemców, którzy w tym roku byli z kolei wyjątkowo powściągliwi w wydawaniu pieniędzy na święta. Oglądać oglądali, ale nie kupowali. Woleli odłożyć na czarną godzinę, bo w niemieckim odczuciu społecznym nadciąga kryzys. Oczywiście, przyjemniej jest żyć w społeczeństwie optymistycznym, milej jest być konikiem polnym niż mrówką. Do czasu. Natomiast ciekaw jestem, czy zapamiętamy po tegorocznych świętach najważniejszy temat mediów elektronicznych. Tragiczny los kilkuset Polaków, którzy usiłowali przedostać się do Ojczyzny z Wielkiej Brytanii. Uwięzieni na lotniskach, rwący się ku rodzinnej choince, opłatkowi i karpiowi w galarecie, pozostawieni na pastwę losu we mgle angielskiej, przez nieludzką obojętność linii lotniczych byli bohaterami tegorocznych świąt. Telewizje przeżywały ten dramat co godzinę, wciąż na nowo. Gdyby telewizje istniały w czasach Bożego Narodzenia, tak musiałaby wyglądać relacja z podróży Trzech Króli na wielbłądach za Gwiazdą – zdążą czy nie? Tato nie wraca ranki i wieczory, cały naród we łzach i trwodze go czeka. Polacy oglądali te powroty w nerwach, jak zawody sportowe. Czy nasi jednak dadzą radę? Czy będzie sukces? Cynicy, zabijając karpia, cieszyli się, że nigdzie nie wyjeżdżali. Logicznie rzecz biorąc, teraz, po świętach, telewizje powinny nam pokazać, jak ci wędrowcy wracają do Londynu. Ale obawiam się, że dalszego ciągu nie będzie. W końcu o ile dzięki odpowiednim zabiegom można wykrzesać zainteresowanie ogółu, czy Polak zdąży na Wigilię do kraju, o tyle nie da się tego osiągnąć w przypadku podróży na zmywak w Londynie. Globalizacja oznacza nie tylko to, że informacja o wydarzeniach dramatycznych w najdalszych zakamarkach świata dociera do nas natychmiast, ale także i to, że coraz więcej wydarzeń dość banalnych i dotyczących małej grupki osób staje się dramatem powszechnym. W przyszłym roku spodziewam się telewizyjnego horroru o podróży na święta pekaesem z Białegostoku do Hajnówki. Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL Kup licencję
Uff - świeta, święta i po świętach !!! - I juz tegoroczne święta za nami, na pewno odetchneliśmy z ulga po tym świątecznem biesiadowaniu - ja na pewno Było - Forum - Familie.pl
Dnia 27 marca odbył się w naszej szkole spektakl pt.:”Spotkanie Paschalne”, na podstawie autorskiego „Spotkania Paschalnego” dotyczy Triduum Paschalnego tj. Wydarzeń Wielkiego Czwartku,Wielkiego Piątku i Wielkiej Soboty kończąc się Zmartwychwstaniem Jezusa Chrystusa. Uczniowie oraz kl. III naszego gimnazjum przedstawili przez wiersze, teksty epickie, pieśni oraz utwory muzyczne wykonane na skrzypcach oraz na oboju, to co ważne jest dla każdego chrześcijanina i kluczowe w rozwoju młodych pokoleń – wiarę wypływającą z kart Ewangelii. „Spotkanie Paschalne” stanowiło duchowe wprowadzenie w obchody Świąt Zmartwychwstania Pana Jezusa. tekst fot. M. Jasek-Wiatrek Zobacz wpisy Wszystko dobre szybko się kończy. Nadszeł i koniec świąt. Było wiele radości, szcześcia i śmiechu. Szkoda, ze już po. Jutro czas wracać do brutalnej rzeczywistości. Ale zostały nam super zdjęcia. Tutaj jedno na zachęte, jak je wszystkie przejże to będzie więcej. Po liturgii Wielkopiątkowej młodzież odprawia w kościele tzw. „Living Station” czyli po prostu bardziej rozbudowaną Drogę Krzyżową. Przypomina to trochę naszą myślenicką Drogę Krzyżową, z tą różnicą, że w całości odbywa się to wewnątrz świątyni. Może nie ma takiego rozmachu jak w mieście nad Rabą ale też jest pięknie. Wielka Sobota to dzień o wiele radośniejszy. Już od rana po okolicznych podwórkach i w sąsiedztwie kościoła biegają dzieciaki w czasie tzw „egg hunt” czyli polowania na jajka. Zbierają czekoladowe jajka i ładują do koszyczków robiąc przy tym nieopisany hałas. Święcenie pokarmów jest zwyczajem kultywowanym przede wszystkim przez polską społeczność, chociaż już widać zmiany, bo i amerykanie zaczynają przychodzić do świątyni celem pobłogosławienia wielkanocnego jadła. I to na tyle licznie, że w ostatnich latach Proboszcz zdecydował się aby owo święcenie zrobić również w języku angielskim. Polskie koszyczki oraz ich zawartość są tradycyjne: chleb, wędliny, jajka, chrzan. Amerykanie, którzy mają polskich sąsiadów też przejmują te zwyczaje, choć do koszyczka dokładają jeszcze wino. Co prawda nie ma specjalnej formuły na święcenie wina wielkanocnego, ale… co to komu szkodzi. Wieczorna Liturgia Wigilii Paschalnej również nie odbiega zbytnio od tej praktykowanej w Polsce, z tą różnicą, że choćby nie wiem co się działo nie rozpocznie się wcześniej, niż przed zachodem Słońca. Można mieć wiele wątpliwości co do amerykańskiej liturgii ale akurat tego pilnują bardzo skrupulatnie. Odczytywane są wszystkie wraz ze stosownymi śpiewami. W wielu parafiach jest zwyczaj, że odczytuje się naprzemiennie po angielsku i po polsku a czasem również po hiszpańsku. Przyznam szczerze, że wtedy człowiek namacalnie może doświadczyć co to znaczy, że Kościół jest powszechny. Ze względu na czas liturgia kończy się bardzo późno i zostaje niewiele czasu na sen. Zwłaszcza Polacy muszę się śpieszyć ze spaniem, bo już o 5:30 mają Mszę i procesję rezurekcyjną. Amerykanie mogą sobie pospać dłużej, ponieważ oni nie praktykują Rezurekcji. Po prostu przychodzą na jedną z niedzielnych mszy świętych a następnie udają się na wielkanocne śniadanie a niektórzy na obiad. Właśnie, „wielkanocne śniadanie”, hmmmm… dla Polaków raczej nie do pomyślenia jest, żeby zjeść je gdzie indziej niż w domu i z kim innym jak tylko z Rodziną. Amerykanie takich obiekcji nie mają, często spożywają ten posiłek w restauracji czy sali bankietowej w towarzystwie przyjaciół i… raczej trudno na stole znaleźć jajeczko z chrzanem i wiejską kiełbasę, więc zadowalają się „tradycyjną” wielkanocną ostrygą, tudzież krewetką albo omletem i podsmażanym bekonem a do wyboru mają jeszcze całą masę różnego rodzaju potraw z każdego zakątka świata. No cóż, to w końcu wielokulturowa Ameryka. Popołudnie również spędzają w gronie rodziny i przyjaciół, ale dość szybko kładą się spać ponieważ… w poniedziałek już nie świętują. Nie ma śmigusa-dyngusa ani Emausu. Poniedziałek to normalny dzień pracy. Amerykanie uwielbiają świętować ale starają się z tym nie przesadzać. Umiar wskazany jest we wszystkim. Stron: 1 2 .
  • ekq68wg4fl.pages.dev/705
  • ekq68wg4fl.pages.dev/890
  • ekq68wg4fl.pages.dev/378
  • ekq68wg4fl.pages.dev/835
  • ekq68wg4fl.pages.dev/157
  • ekq68wg4fl.pages.dev/39
  • ekq68wg4fl.pages.dev/713
  • ekq68wg4fl.pages.dev/51
  • ekq68wg4fl.pages.dev/921
  • ekq68wg4fl.pages.dev/798
  • ekq68wg4fl.pages.dev/288
  • ekq68wg4fl.pages.dev/65
  • ekq68wg4fl.pages.dev/421
  • ekq68wg4fl.pages.dev/124
  • ekq68wg4fl.pages.dev/237
  • swieta swieta i juz po